Reklama

Wywiady

Kamiński: co jak nie wprowadzimy zakazu rejestracji aut spalinowych? Pieniędzy z KPO nam nie dadzą? [WYWIAD]

Krystian Kamiński
Krystian Kamiński
Autor. Facebook.com/Krystian Kamiński

To nie jest tak, że Unia Europejska sprawuje władzę na terenie Polski i może robić, co chce. (…) Co się stanie jak tego nie wprowadzimy? Pieniędzy z KPO nam nie dadzą? Jeśli coś działa na niekorzyść obywateli, to nie musimy tego przestrzegać. Nie wiem jak Unia Europejska chciałaby nas do tego zmusić - mówił w rozmowie z Energetyka24.com Krystian Kamiński, poseł Konfederacji.

Reklama

Daniel Czyżewski, Energetyka24.com: Podczas niedawnej konferencji Sławomir Mentzen mówił o „wywłaszczaniu" Polaków. To gruba przesada, ale zostawmy tę wypowiedź. Jeśli Konfederacja będzie miała udział w rządach po najbliższych wyborach, jak będzie walczyć z tą dyrektywą, jak ochroni przed nią Polaków?

Reklama

Krystian Kamiński, Konfederacja: Jeden z portali fact-checkingowych stwierdził, że to nie będzie „wywłaszczanie", tylko eksmisja. Dla zwykłego Polaka między tymi dwoma czynnościami nie ma większej różnicy. Mówiąc „wywłaszczanie" nie jesteśmy daleko od prawdy. W tym kierunku to idzie.

Ok, ale o termomodernizacji, o którą sprawa się rozbija, myśli sporo gospodarstw w Polsce, są na to również środki publiczne, unijne.

Reklama

Chodzi o całkowitą bezemisyjność budynków. Do 2030 roku 15 proc. najbardziej emisyjnych budynków musi stać się bezemisyjnymi. Nie wiemy, czy to się uda. A kto mieszka w tych 15 proc. budynków? Najubożsi, najstarsi, którzy nie byli w stanie do tej pory zmodernizować nieruchomości. Jeśli nie dostaną wsparcia, to może się okazać, że nie zdążą do 2030 r. Co wtedy?

Czytaj też

Czy Konfederacja jako partia rządząca nie przeznaczyłaby środków dla mieszkańców tych 15 proc. domów, aby przeprowadziły termomodernizację?

My byśmy po prostu nie implementowali tej dyrektywy. Nie da się w taki sposób funkcjonować. Nie można doprowadzić do tego, żeby ludzie czuli się niepewnie we własnych domach. Prawo własności nie powinno być w żaden sposób podważane. Nie można nakazywać ludziom, żeby coś zrobili, jeśli nie będzie na to pieniędzy unijnych. Dyrektywa, która czegoś wymaga, ale nie idą za tym środki, nie powinna być po prostu implementowana do polskiego prawa.

Czyli brak implementacji dyrektywy. Czy podobnie byście postąpili z zakazem rejestracji samochodów z silnikiem spalinowym po 2035 r.?

Oczywiście. Ja nie widzę żadnych podstaw do tego, żeby takie rzeczy implementować do polskiego prawa. To nie jest tak, że Unia Europejska sprawuje władzę na terenie Polski i może robić, co chce. Powinna działać w ramach jakiegoś konsensusu, jeśli go nie ma, to nie widzę żadnych podstaw, żebyśmy my musieli coś zrobić.

Można zadać odwrotne pytanie – co się stanie jak tego nie wprowadzimy? Pieniędzy z KPO nam nie dadzą? Jeśli coś działa na niekorzyść obywateli, to nie musimy tego przestrzegać. Nie wiem jak Unia Europejska chciałaby nas do tego zmusić.

Jest droga sądowa, TSUE, kary, przerabialiśmy to przy okazji Turowa.

Tylko oni te kary pobierają z pieniędzy, które mają nam wypłacać. Jeśli nie będą nam ich wypłacać, to my nie czujemy się w obowiązku wpłacania nowych składek. Za kilka lat będziemy płatnikiem netto, więc to organom unijnym powinno zależeć na dobrej współpracy z Polską.

Jeśli Bruksela chce bez naszej zgody wprowadzać takie rzeczy, to powinniśmy się poważnie zastanowić, jak ta współpraca ma dalej wyglądać. Nie może tak być, że Polacy będą cierpieć, że będziemy ubożeć przez to, że UE wymyśla dyrektywy, które nie mają żadnego uzasadnienia w kontekście podnoszenia jakości życia w UE.

Czytaj też

Celem jest redukcja emisji, walka z globalnym ociepleniem. To by było pójście na takie ostre starcie z KE, jeszcze ostrzejsze niż to, na które poszedł rząd PIS-u.

Jesteśmy na to gotowi. Uważam, że dla dobra naszego narodu trzeba walczyć o to, żeby miał możliwość się rozwijać, a nie był ograniczany przez takie dyrektywy.

Te dyrektywy nie stały się jeszcze częścią polskiego prawa, ale szereg przepisów związanych z systemem ETS już tak. Nikt nie jest zainteresowany jego reformą, a tym bardziej zamrożeniem. Tymczasem opłaty za emisje są rosnącym obciążeniem dla polskiej gospodarki. A za rogiem mamy tzw. ETS 2 związany właśnie z transportem i budynkami.

Tak, będziemy mieli nowy podatek od ogrzewania. ETS to problem przede wszystkim dla Polski ze względu na nasz miks energetyczny. Musimy nad nim pracować, ale obecnie wygląda on tak, że dominuje wciąż węgiel. Jego udział powinien spadać, ale nie odejdziemy od niego w kilka lat. Energetyka w Europie przeżywa wstrząsy, choćby Niemcy zwiększył udział węgla w miksie, więc powinno dojść do szerokiej reformy tego systemu.

Polska powinna walczyć o tymczasowe wyłączenie z systemu lub jego zawieszenie. Inne państwa są w lepszej pozycji, bo ETS im nie doskwiera, nam. Powinniśmy mieć osobną drogę, tak jak rolnictwo francuskie i brytyjskie przed brexitem miało różnego rodzaju wyjątki, tak samo my powinniśmy dążyć do wyjątków, bo wyszliśmy z innych uwarunkowań niż reszta. Nie będziemy się w stanie dostosować bez obniżenia jakości życia.

Czytaj też

Czyli wyłączenie Polski z ETS, do tego będziecie dążyć?

Tak, to jeden z pomysłów. Docelowo udział Polski w ETS musi być tak przemodułowany, aby nie uderzał w nasze interesy.

Niedawno odbyć się protest transportowców. Jako jedyna siła polityczna zaangażowaliście się w niego.

Tak, dotyczył on wschodniej części kraju, gdzie branża ma problem z nieuczciwą konkurencją z Białorusi i Ukrainy. Ale mamy większy skandal związany z polityką unijną. W ubiegłym roku Polska zaimplementowała pakiet mobilności, który sprawił, że koszty w transporcie poszły zdecydowanie w górę. Chodzi o pełne oskładkowanie, bo dotychczas wyglądało to tak, że obowiązywała płaca plus dieta dla kierowców.

Dyrektywy weszły kilka lat temu.

Tak, a Polska włączyła ją do własnego prawa wbrew swoim interesom osłabiając konkurencyjność branży transportowej.

To jak to odkręcić?

Dało się inaczej zaimplementować dyrektywę. Zamiast diet można było zastosować np. rozłąkowe. Podwyższenie kosztów można było wprowadzić na innym poziomie. Można też było całkowicie zablokować implementację do polskiego prawa. Polski rząd jednak nic nie zrobił w tym kierunku. Dlaczego? Bo to dodatkowe 4-5 miliardy zł do ZUS-u i budżetu państwa. Rząd poszedł zupełnie po linii unijnej, uderzyło to w polski transport i obniżyło jego konkurencyjność.

Argumentowano, że te zmiany są dla dobra kierowców.

Kierowca więcej nie zarobi, więcej dostanie ZUS i fiskus. Pensja jest de facto ta sama, tylko pracodawca musi o 30 proc. więcej odprowadzać w ramach podatków i składek.

Reklama

Komentarze

    Reklama