Reklama

Gaz

Rok 2016 r. przypieczętował niemiecko-rosyjski sojusz gazowy

  • Fot. mil.ru
    Fot. mil.ru
  • Fot. Energetyka24.com
    Fot. Energetyka24.com

W 2016 r. rosnące obawy dotyczące dekompozycji unijnej solidarności energetycznej zmaterializowały się, a publicystyczne chwyty o gazowym sojuszu niemiecko-rosyjskim, który za nic sobie ma normy prawne, stały się niestety elementem rzeczywistości, w której będzie musiała funkcjonować branża gazowa w Europie Środkowej. 

Zainicjowanie projektu budowy gazociągu Nord Stream 2 w warunkach dobrze ukształtowanego prawa energetycznego UE (sytuacja odmienna aniżeli w przypadku Nord Stream 1) było pierwszym sygnałem zmian zachodzących w obszarze gazu ziemnego na Starym Kontynencie. W prasie zaczęło pojawiać się określenie „solidarności europejskiej, którą chce się zakopać na dnie Bałyku”. Mimo to pierwsze przymiarki do realizacji nowej inwestycji Gazpromu nie były jeszcze naznaczone tak ostentacyjnym balansowaniem jego niemieckiego partnera biznesowego na granicy europejskiego dorobku prawnego. Berlin czuł wtedy potrzebę komunikowania „biznesowego” charakteru Nord Stream 2 (nie licząc wicekanclerza Sigmara Gabriela) i dystansowania się w sensie politycznym od wspomnianej inicjatywy.

Sytuację tę zmieniła decyzja Komisji Europejskiej w sprawie większego udostępnienia Gazpromowi przepustowości gazociągu OPAL (lądowej odnogi Nord Stream). Już sam fakt nagradzania rosyjskiego potentata przywilejem w dobie funkcjonowania Unii Energetycznej, której jednym z haseł przewodnich jest ograniczanie wszelkich wyjątków od prawa energetycznego Wspólnoty, należy uznać za kontrowersyjne. Fakt ten mieściłby się jednak w regułach brukselskich rozgrywek gdyby nie kilka szczegółów obnażających charakter działania niemieckiej instytucji państwowej.

„Odnoszę wrażenie, że regulator niemiecki (Bundesnetzagentur) nadużywa swoich uprawnień. Skutki decyzji Komisji Europejskiej i umowy podpisanej przez Bundesnetzagentur z Gazpromem mieliśmy odczuć dopiero w 2017 r. Tymczasem po złożeniu przez PGNiG pozwu przeciwko niemieckiemu regulatorowi, operator gazociągu OPAL – spółka OPAL Gastransport GmbH – poinformowała, że wprowadzi w życie nowe stawki i zasady korzystania z gazociągu OPAL już od 19 grudnia 2016 r. Takie działania po stronie niemieckiej, a przypomnę że Gazprom jest współwłaścicielem gazociągu OPAL – to jawne łamanie prawa Unii Europejskiej i realne zagrożenie dla stabilności dostaw gazu do Polski i Europy Środkowej”.

Twierdził w połowie grudnia prezes PGNiG Piotr Woźniak jeszcze zanim polskiemu koncernowi udało się za pomocą Trybunału Sprawiedliwości UE wstrzymać wejście w życie decyzji KE w sprawie OPAL.

Nieopublikowanie pełnej wersji decyzji KE, co zmusiło polski PGNiG do walki z jej „zapisami” niejako po omacku, ignorowanie pism polskiej spółki przez niemieckiego regulatora – to wszystko pokazuje w jakiej kondycji znajduje się dziś Unia Europejska i będąca jej fundamentem solidarność.

„Wynajęliśmy świetną, niemiecką kancelarię, jej prawników ogarniało zdumienie gdy w odpowiedzi na słane do niemieckiego regulatora oficjalne pisma otrzymywali próbki tekstów publicystycznych. Niemieckie instytucje przecież tak nie działają – twierdzili ze zdumieniem”.

Relacjonuje Energetyce24.com wysokiej rangi menadżer w PGNiG.

Jak dalej potoczy się sprawa OPAL na dobrą sprawę nie wiadomo, bo jest precedensowa. Na razie Trybunał Sprawiedliwości UE wstrzymał wejście w życie decyzji KE, ale to tylko taktyczna pauza w ramach toczącej się bitwy. Ta z kolei to jedynie element dużo większego konfliktu.

Nie tylko głośna sprawa lądowej odnogi OPAL świadczy o pogarszającym się bezpieczeństwie energetycznym w obszarze gazu ziemnego w Europie Środkowej. Warto przypomnieć, że Polska zdecydowała się na budowę Korytarza Północnego (zwanego również Bramą Północną) pod wpływem polityki niemieckiej. W związku z przejęciem kluczowych magazynów gazu w Republice Federalnej przez Gazprom (mają wspomagać działanie Nord Stream) i przepisami nakazującymi ich priorytetowe zatłoczenie na wypadek kryzysu dostaw, powstało ryzyko, że polsko-niemieckie interkonektory nie zapewnią Polsce należytego bezpieczeństwa. Z tego powodu zaczęto mówić o dywersyfikacji szlaków i surowca wskazując, że tylko ta druga opcja daje komfort na wypadek wielkoskalowego wstrzymania dostaw do Europy przez Rosjan. Stąd idea sprowadzania olbrzymich ilości błękitnego paliwa przez Morze Bałtyckie za pomocą terminalu LNG i połączenia gazociągowego z Danią i szelfem norweskim. 

Rok 2016 podobnie jak w przypadku OPAL boleśnie zweryfikował solidarność energetyczną UE w kontekście niemieckich magazynów gazu. PGNiG za pomocą KE próbował wymusić na Niemcach zmianę przepisów, które w przypadku kryzysu gazowego premiowały infrastrukturę Gazpromu, ale bez powodzenia.

„To w zasadzie przegrana sprawa, nic w tej kwestii nie wskóramy”.

Usłyszeliśmy od wysokiej rangi menadżera w PGNiG.

Opisywane wydarzenia napawają niepokojem. Obawy, niegdyś wyolbrzymiane przez publicystów, dziś rosną w siłę ponieważ w coraz mniejszym stopniu są krępowane reżimem prawnym. Działania niemieckiego regulatora pokazują, że w ramach wzorcowego -jakby się wydawało- państwa prawa istnieje coraz większe przyzwolenie do naruszania granic, które powinny być nieprzekraczalne. Trend ten może być niestety kontynuowany w 2017 r. ze szkodą dla polskich interesów.

Zobacz także: Zaleski: Decyzja TSUE pomoże w walce z monopolem Gazpromu

Zobacz także: Księżopolski: KE w sprawie OPAL sprzeciwiła się europejskim wartościom

Reklama

Komentarze

    Reklama