Reklama

Gaz

Współprzewodniczący europejskich Zielonych o sprzeciwie wobec Nord Stream 2

Fot.: commons.wikimedia.org
Fot.: commons.wikimedia.org

Gazociąg Nord Stream 2 znacząco utrudni odchodzenie od paliw kopalnych w UE i utrudni Ukrainie kontynuację prozachodniego kursu - tak współprzewodniczący Europejskiej Partii Zielonych Reinhard Buetikofer tłumaczy sprzeciw Zielonych wobec tego projektu.

Budowa Nord Stream 2 oznacza przekierowanie dużego strumienia pieniędzy na ten projekt i zablokowanie z tego powodu innych inwestycji, ważniejszych z punktu widzenia europejskiej strategii dekarbonizacji - mówił w poniedziałek Buetikofer podczas konferencji "Perspektywy Niemiec i Polski na przyszłość gazu w Europie", zorganizowanej przez Visegrad Insight, Fundację Heinricha Boella oraz Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej. Utrzymanie pozycji gazu w energetyce, jakie nastąpiłoby dzięki dostawom z Nord Stream 2 postawi pod znakiem zapytania długofalowe plany ograniczania emisji CO2 - dodał niemiecki eurodeputowany. Zaznaczył jednocześnie, że Zieloni mają również poważne zastrzeżenia co do wpływu budowy na środowisko naturalne.

Jak podkreślał, polityka energetyczna ma trzy wymiary: bezpieczeństwo, gwarancję dostaw i przystępną cenę. "Uważamy, że wszystkie te trzy cele można osiągnąć przez realizację strategii dekarbonizacji" - ocenił. Buetikofer dodał, że elastyczność systemu gazowego UE jest wystarczająca i bez Nord Stream 2. "Jeżeli w pełni wprowadzimy cele ograniczenia emisji, popyt na gaz w UE może znacząco spaść, A nawet jeżeli wzrośnie, to są analizy, które jednoznacznie wskazują, że istniejąca infrastruktura wystarcza" - mówił Buetikofer. Powstaje zatem pytanie, po co budować kolejną rurę przez Bałtyk - pytał.

"Popyt na Zachodzie jest stały, albo spada, więc argument podnoszony przez zwolenników i udziałowców Nord Stream 2 - że Europa potrzebuje więcej gazu - odpada" - mówił z kolei wiceprezes PGNiG Maciej Woźniak, wskazując, że popyt będzie rósł w Europie Środkowo-Wschodniej i to ten region jest prawdziwym celem projektu. Woźniak podkreślał również, że argument, iż rosyjski gaz jest tani - to "mit". "Jest tani tam, gdzie jest konkurencja, czyli na zachodzie Europy. W części środkowo-wschodniej Rosjanie są dominującym dostawcą i rosyjski gaz jest jednym z najdroższych" - mówił. Jak zaznaczył wiceprezes PGNiG, ceny w żadnym z kontraktów na dostawy LNG do Polski, zawieranych w ciągu ostatnich 2,5 roku nie były wyższe od rosyjskich.

Woźniak oświadczył również, że projekt Nord Stream 2 powinien zostać albo anulowany albo co najmniej odłożony na czas po 2022 r. Podkreślał jednocześnie, że Polska buduje infrastrukturę do stworzenia w regionie prawdziwie konkurencyjnego rynku gazu, ze zróżnicowanymi trasami dostaw. "Jesteśmy zaangażowani w projekty o zasadniczym znaczeniu dla regionu" - mówił, wymieniając m.in. Baltic Pipe.

Buetikofer, pytany o stosunek Zielonych do Baltic Pipe ocenił, że byłoby "nieracjonalne" oceniać ten projekt na jednej płaszczyźnie z Nord Stream 2. "Argumenty przeciwko Nord Stream 2 nie dotyczą Baltic Pipe. To jest dywersyfikacja dostaw gazu, która nie prowadzi do podminowania solidarności z Ukrainą" - oświadczył. Nord Stream 2 ma uderzyć w Ukrainę, deklaracje Rosjan, że nie zakończą tranzytu gazu przez ten kraj to gra - mówił niemiecki eurodeputowany. Co więcej, jego zdaniem, skierowanie 80 proc. rosyjskiego eksportu gazu do Europy na jedną trasę przez Bałtyk będzie pretekstem do militaryzacji Morza Bałtyckiego, a to będzie miało konsekwencje dla Danii i Szwecji. To nie jest po prostu kolejny gazociąg, tylko bankructwo Ukrainy - dodał Maciej Woźniak.

Zarówno niemiecki polityk jak i wiceprezes PGNiG ocenili, że istnieje jeszcze szansa na powstrzymanie budowy Nord Stream 2, chociaż to ostatni moment. Reinhard Buetikofer podkreślał z kolei, że to rząd Niemiec musi zdecydować, czy bierze odpowiedzialność za coś, co będzie miało olbrzymi, negatywny wpływ na przyszłość Ukrainy. "Kanclerz Angela Merkel zmienia zdanie, mówiła o projekcie czysto gospodarczym, teraz przyznaje, że ma on już polityczne skutki" - wskazał. "Oczekuję, że kanclerz powie teraz, że te efekty koszty polityczne są za wysokie" - dodał.

MZ / PAP

Reklama

Komentarze

    Reklama