Reklama

Ropa

Sikora: Powinniśmy przyzwyczaić się do wysokich cen ropy

Fot. Stephan Geyer/Flickr.com
Fot. Stephan Geyer/Flickr.com

Wysoki poziom ceny ropy naftowej to stabilna tendencja wzrostowa,  a nie wynik nagłych wydarzeń w ostatnich kilku dniach - przekonuje prezes Instututu Studiów Energetycznych Andrzej Sikora w rozmowie z serwisem Energetyka24. Jego zdaniem taka sytuacja utrzyma się przez dłużczy czas ze względu na wysokie koszty wydobycia surowca.

Krzysztof Nieczypor: Cena 70 dolarów za baryłkę Brent to poziom nienotowany od grudnia 2014 roku. Kto jest winien: czy kraje biorące udział w porozumieniu OPEC, śnieżyce w USA, wypadki w Libii i Kanadzie?

Andrzej Sikora: W mojej opinii jest to przede wszystkim stabilna tendencja wzrostowa, która trwa praktycznie od końca lipca ubiegłego roku, a nie wynik nagłych wydarzeń w ostatnich kilku dniach. Jeśli spojrzymy dokładniej to okaże się, że cena ropy dość stabilnie rosła do tych 70 dolarów praktycznie od 2014 r. kiedy to ostatnio notowała swoje minimum. Warto przy tym podkreślić, że jest to jednocześnie okres największego wydobycia w historii Stanów Zjednoczonych od lat 70-tych ubiegłego wieku. I to też może być jednym z czynników stabilizacji trendu.

Myślę, że to jest rezultat pewnej tendencji – dość dobrze rosnącej gospodarki światowej. Gdy popatrzymy na Unię Europejską, Stany Zjednoczone i Daleki Wschód to generalnie rzecz biorąc można powiedzieć, że już zapomniano tam o kryzysie. Mimo pewnych napięć – Persowie kłócą się z Arabami, Saudyjczycy z Katarczykami, Rosja w Syrii i na Ukrainie – to w mojej ocenie za wzrostem ropy naftowej stoi wzrost gospodarczy na świecie. To jest pierwsza przesłanka.

Inne to anomalie pogodowe właśnie jak mroźna zima w USA czy upały w Australii  i napięcia polityczne szczególnie w Zatoce Perskiej, na Bliskim Wschodzie. Ale nawet porównując ceny ropy, gazu ziemnego, ropopochodnych i węgla należy zauważyć stabilną tendencję wzrostową surowców energetycznych. 

Stabilność wzrostu cen ropy potwierdza sobotnia wypowiedź sekretarza generalnego OPEC, z której wynika, że w tym roku zapotrzebowanie na ropę na świecie wzrośnie o 1,5 mln baryłek dziennie. Także agencja Reuters prognozuje utrzymanie cen ropy na poziomie 60-70 dolarów za baryłkę i to co najmniej do roku 2020. Powinniśmy się więc przyzwyczaić do aktualnych, wysokich cen w przeciągu najbliższych kilku lat?

Nie ośmielę się prognozować w perspektywie kilku lat, ponieważ do rynku surowców należy podchodzić z dużą pokorą. Warto przypomnieć o olbrzymiej spekulacji na ropie, fizycznie, średnio tylko jedna na dziesięć zawartych transakcji na tym „commodity” dochodzi do skutku. Ale rzeczywiście, zapotrzebowanie na ropę rośnie, pomimo rozwoju elektromobilności, mimo rozwoju odnawialnych źródeł energii. To także świadczy o stabilności wzrostu cen ropy. 

Proszę zwrócić uwagę, że cena 60-70 wynika tak naprawdę z kosztów wydobycia surowca i poziomu zadowolenia z tego faktu krajów, które na tym poziomie cen mają zagwarantowane pokrycie kosztów związanych z wydobyciem surowca. Najbardziej z tego zadowolona jest w tym momencie Rosja. Poziom ceny 60 dolarów za baryłkę gwarantuje jej stabilne przychody. Bardzo zadowolona jest także Norwegia, zwłaszcza z wydobycia na szelfie kontynentalnym na Morzu Północnym i Morzu Norweskim. Dla niej cena na poziomie 55-60 dolarów za baryłkę pozwala pokryć koszty wydobywcze. Nawet w Arabii Saudyjskiej, mimo, że jeszcze niedawno mówiło się tam o kosztach wydobycia w wysokości 20 dolarów za baryłkę, to dziś te koszty wynoszą minimum 40-45 dolarów.

Dlatego należy się raczej przyzwyczaić do tego wzrostu. Wiem, że wielu ludzi pamięta jeszcze niedawne ceny 40 dolarów za baryłkę. Ba, nie tak bardzo dawno, bo w 2002 r. płaciliśmy 10-12 dolarów za baryłkę… 

W 2014 r. było jeszcze 28 dolarów za baryłkę, więc niska cena za ropę to nie tak wcale odległa przeszłość.

O to właśnie chodzi.

Ale wspomniał Pan o Rosji, dla której obecna sytuacja jest wyjątkowo korzystna ze względu na zbliżające się wybory prezydenckie. Stabilizacja dochodów budżetowych ma wpływ na nastroje społeczne, tak ważne teraz dla Władimira Putina w kontekście jego starań o reelekcję. Od pewnego czasu mówi się jednak o znalezieniu sposobu „łagodnego” wyjścia Federacji Rosyjskiej z porozumienia OPEC Plus. Czy zatem Pana zadaniem umowa o redukcji podaży ropy naftowej przetrwa do tego założonego do końca grudnia 2018 roku terminu jej obowiązywania? 

Już kilka miesięcy temu  kontestowałem trwałość tej umowy. Wówczas nie były dotrzymywane uzgodnione limity wydobycia przez kraje uczestniczące w tym porozumieniu. Zastanawiałem się, w jaki sposób strony umowy wyjdą z twarzą z tej próby kartelizacji rynku ropy naftowej. Teraz jednak w mojej ocenie do czasu wyborów w Rosji nic się nie wydarzy, jeśli chodzi o porozumienie OPEC. Wręcz przeciwnie Rosjanie będą próbować je stabilizować, ponieważ dla nich najważniejsze są przychody budżetowe.

Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na Chiny i na współpracę rosyjsko-chińską. Agencja Reuters informowała w ostatnich dniach o rozbudowie ropociągu [chodzi o podwojenie przepustowości ropociągu Wschodnia Syberia-Ocean Spokojny biegnący z Rosji do Chin – przyp. red.]. Przy takich cenach surowca Rosja nie musi być już zainteresowana aż tak bliską współpracą z OPEC. Tym bardziej, że Rosjanie posiadają bardzo silne wpływy na Bliskim Wschodzie – w Syrii, ale także Libii. Rosja zbudowała sobie mocną pozycję w tamtym regionie, dlatego nie musi być zainteresowana bezwzględnym udziałem w porozumieniu OPEC.

Biorąc te dwa aspekty pod uwagę – wpływy na Bliskim i Dalekim Wschodzie sądzę, że Rosjanie nie będą trwać w tym porozumieniu, ale ich wyjście z niego nie nastąpi tak szybko. W mojej ocenie nie do czasu rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich.

Chciałbym jeszcze dopytać o reakcję Amerykanów. Wspomniał Pan wcześniej o historycznym poziomie produkcji ropy w Stanach Zjednoczonych - według analityków jeszcze w tym miesiącu Amerykanie mają przekroczyć barierę produkcji 10 mln baryłek dziennie. Czy zatem uda się im jednak zbić ceny ropy w tym roku? 

Ależ Amerykanie są zadowoleni z tej ceny. Ponownie popatrzmy na koszty wydobycia – duża część z wydobycia łupkowego zaczyna zarabiać przy cenie 50 dolarów za baryłkę. Cena wyższa jest więc dla niech OK. Amerykanie z pewnością zatem nie pójdą na obniżenie ceny.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Reklama

Komentarze

    Reklama