Reklama

Portal o energetyce

Unia Energetyczna: Orban wybierze Tuska czy Putina?

Premierzy Polski i Węgier będą dziś w Warszawie rozmawiać o aktualnej sytuacji na Ukrainie oraz kwestiach energetycznych. Dla Wiktora Orbana to pierwsza podróż zagraniczna po uzyskanej reelekcji. To miły gest, ale czy przełoży się on na poważne poparcie Budapesztu dla polskiej polityki zagranicznej?

Jednym ze strategicznych tematów jakie zostaną poruszone przez obu polityków będą rewersowe dostawy gazu na Ukrainę z terytorium Węgier. Wbrew pozorom dla Budapesztu jest to kwestia dość drażliwa, od dłuższego czasu prowadzi on bowiem w sferze gospodarczej tzw. politykę „zwrotu na Wschód”. W zamyśle miała ona stanowić dla państwa nad Balatonem alternatywę handlową wobec pogrążającej się w dekoniunkturze UE. Jej dotychczasowy efekt ma jednak wymiar przede wszystkim energetyczny i sprowadza się do ścisłej kooperacji z Rosją (South Stream, siłownia jądrowa w Paks).

Jak zatem powyższe uwarunkowania wpłyną na rozmowy Tuska i Orbana w Warszawie? Aby odpowiedzieć na to pytanie warto przyjrzeć się doniesieniom lokalnych mediów. Informują one, że znad Balatonu popłynął już pierwszy gaz nad Dniepr- 4 maja miało to być 22,4 mln m3 surowca. Zdaniem węgierskich komentatorów może to oznaczać, że rozpoczęto testowanie rewersu. Zgodnie z oświadczeniem Ediny Lakatosy, rzeczniczki węgierskiego operatora Foldgazszallitas mógłby on w skali rocznej sięgnąć 6 mld m3. Jak już wspominałem spowodowałoby to zapewne poważne reperkusje ze strony rosyjskiej. Dlatego bardziej prawdopodobny jest przesył mniejszego wolumenu tak by Budapeszt mógł zademonstrować solidarność z Ukrainą (czytaj partnerami z UE) i jednocześnie zachować dobre relacje z Kremlem. Taki mechanizm zadziałał np. w przypadku Słowacji toczącej rozmowy na temat dostaw rewersowych na Ukrainę równolegle do negocjacji ze stroną rosyjską dotyczących dostaw i tranzytu ropy naftowej. Nie jest tajemnicą, że Bratysława mogła się zgodzić na większy przesył gazu nad Dniepr, odbyłoby się to jednak kosztem jej relacji z Gazpromem.

Rząd w Budapeszcie podjął także w ostatnich dniach ciekawą w kontekście ukraińskim decyzję o podniesieniu o połowę swoich rezerw gazowych. Obecnie wynoszą one 615 mln m3, 1 lipca mają osiągnąć poziom 915 mln m3. Jak informuje minister rozwoju narodowego László Németh oznacza to konieczność zakupu 300 mln m3 gazu w ciągu dwóch miesięcy. Lokalni eksperci zwracają jednak uwagę, na to że decyzja o powiększeniu zapasów nie jest spowodowana wyłącznie sytuacją międzynarodową, ale ma także wydźwięk wewnętrzny. Po pierwsze już w ubiegłym roku gabinet Orbana był krytykowany za naruszanie rezerw strategicznych błękitnego paliwa w celu „przedwyborczego zbijania cen tego surowca”, co jak widać odbiło się kosztem bezpieczeństwa energetycznego Węgier. Przy okazji wydarzeń na Ukrainie rząd w Budapeszcie został zmuszony do podjęcia stosownych działań ze względów wizerunkowych a nie tylko z powodu ewentualnego zabezpieczenia się przed rosyjskim odwetem za pomoc udzieloną władzom w Kijowie. Po drugie, zakupienie wspomnianych 300 mln m3 gazu jest konieczne do utrzymania odpowiedniego ciśnienia w magazynie gazu w Hajduszoboszlo, który posiada zdolności magazynowe na poziomie 1,9 mld m3 (a więc to również sprawa natury technicznej).

Myślę, że powyższe rozważania w niezwykle ciekawy sposób korespondują z rozmowami jakie premier Donald Tusk przeprowadzi dziś w Warszawie z Wiktorem Orbanem. Na poziomie medialnym strona polska uzyska zapewne wsparcie ze strony lidera Fideszu podobnie jak miało to miejsce w przypadku „w zasadzie przychylnej” (aczkolwiek pozostającej pod wpływem swojego współkoalicjanta i niemieckiego biznesu) Angeli Merkel czy unijnego komisarza ds. energii Gunthera Oettingera, dla którego różnice pomiędzy postulowaną Unią Energetyczną a Europejską Wspólnotą Energetyczną były średnio dostrzegalne. Rzeczywiste ustalenia z Budapesztem mogą jednak nie być aż tak optymistyczne...

Reklama

Komentarze

    Reklama