Reklama

Portal o energetyce

Rosja sięga po gruziński terminal. Tranzyt ropy do UE zagrożony?

Powiązany z Kremlem potentat energetyczny, koncern Rosnieft, zapowiada ekspansję na Kaukazie Południowym i rozszerza swoje wpływy o terminal naftowy w gruzińskim Poti.

Rosnieft, nabył 49% udziałów w gruzińskiej spółce Petrocas Energy, będącej częścią energetycznej Grupy Petrocas, wspólnie z którą przy okazji transakcji powołał do życia joint venture JV dedykowane działalności handlowej w regionie południowego Kaukazu.  

Sprawa budzi w Gruzji liczne kontrowersje na linii rząd-opozycja ponieważ Grupa Petrocas jest właścicielem i operatorem terminala naftowego w Poti, posiada spore zdolności magazynowania ropy naftowej wspomagające tranzyt na osi Morze Kaspijskie-Morze Czarne oraz sieć stacji benzynowych. Jej działalność logistyczna ma duże znaczenie dla regionalnego handlu węglowodorami. Wchodząca w skład grupy firma Tepco świadczy usługi transportu kolejowego i morskiego a także ma umowę przeładunkową na wyłączność z terminalem naftowym w Batumi (obsługującym kontrahentów z Kazachstanu, Azerbejdżanu, Armenii, Turkmenistanu) 

Transakcja Rosnieftu z Grupą Petrocas może zaprocentować ekspansją na obszarze Kaukazu Południowego, co zresztą jest akcentowane w oficjalnym komunikacie koncernu. Krótkoterminowo pozwoli natomiast na dostarczanie ropy i produktów naftowych do Armenii z ominięciem Azerbejdżanu. Taka możliwość z pewnością zostanie politycznie wykorzystana przez Kreml, który w ostatnim czasie eskaluje napięcie polityczne w omawianej części świata.  

Gruzja to kluczowy kraj z perspektywy tranzytu kaspijskiej ropy naftowej na Zachód z pominięciem Rosji. Główne szlaki eksportu tego surowca to ropociągu Baku-Supsa i Baku-Tbilisi-Ceyhan. Dlatego z niepokojem należy patrzeć na przyzwolenie gruzińskiego rządu na duże inwestycje rosyjskie w lokalnym sektorze energetycznym. Rosnieft dzięki współpracy z Petrocas rozszerza swoje wpływy o terminal w Poti pomimo swoich powiązań z Kremlem i zaangażowania w projekty realizowane na obszarze separatystycznej Abchazji. Władze w Tbilisi niejako automatycznie powinny więc zablokować umowę obu podmiotów ze względu na własne prawodawstwo odnośnie okupowanych obszarów państwa. Tak się jednak nie stało co rodzi pytania odnośnie ich dalszej polityki wobec zwiększającej się rosyjskiej penetracji gospodarczej, za którą pójdzie również polityczna. Cała sprawa może mieć w przyszłości implikacje dla Europy. 

Reklama

Komentarze

    Reklama