Reklama

Atom

Czy koronawirus pogrzebie polski atom? [KOMENTARZ]

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Grupa nie udźwignie budowy elektrowni jądrowej – powiedział prezes PGE Wojciech Dąbrowski, zaznaczając, że wciąż nie ma decyzji politycznej ws. atomu. Czy wypowiedź ta jest zwiastunem końca polskiego programu jądrowego?

Polski program jądrowy jeszcze przed pandemią koronawirusa wpadł w swoisty impas. Brakowało decyzji, lokalizacji, o modelu finansowym nie wspominając.

„Nieformalna decyzja dotycząca budowy elektrowni jądrowej w Polsce zapadła, formalna jeszcze nie” – powiedział podczas Kongresu 590 w 2018 roku minister energii Krzysztof Tchórzewski. Choć od tego czasu minęło już 1,5 roku, to formalnej decyzji dot. atomu nad Wisłą wciąż nie ma (nawiasem: nie ma też resortu energii).

Podobnie rzecz się ma z lokalizacjami, które znane są obecnie „mniej więcej” – pod uwagę bierze się trzy możliwe miejsca, dwa na wybrzeżu i jedno w centrum kraju.

Z kolei jeśli chodzi o model finansowania, to w listopadzie 2019 roku minister Piotr Naimski zapowiedział, że sprawa ta ma zostać rozstrzygnięta w ciągu „najbliższych kilku miesięcy”. Tymczasem rzecznik rządu Piotr Müller powiedział trzy miesiące później, że w roku 2020 można spodziewać się rozstrzygnięć w sprawie budowy elektrowni jądrowej. Trudno powiedzieć, czy słowa te to dodatkowe przesunięcie harmonogramu czy może ogólne potwierdzenie zapowiedzi ministra Naimskiego – wiadomo natomiast, że dosłownie z dnia na dzień zarysowany w Polityce Energetycznej Polski do 2040 roku termin oddania pierwszego bloku jądrowego do użytku (2033 rok) staje się coraz mniej realny.

Możliwe opóźnienie wynika też z sytuacji, w jakiej znajduje się czołowy partner Polski do realizacji projektu jądrowego, czyli Ameryka. Korzyści, które mogą płynąć z zaangażowania się USA w polski atom paradoksalnie stoją na drodze do realizacji tego projektu. Działania administracji Trumpa zmierzające do współpracy z Polską na polu energetyki jądrowej mogą być torpedowane przez Demokratów, obawiających się sukcesu republikańskiego prezydenta – a tak z pewnością zostałoby odebrane wejście Ameryki do ogromnej inwestycji w polski projekt jądrowy.

Teraz swoje trzy grosze dołożył do tej sprawy prezes Polskiej Grupy Energetycznej Wojciech Dąbrowski, który stwierdził, że jego spółka nie udźwignie budowy „jądrówki”. To właśnie w ramach PGE działa firma PGE EJ1, odpowiedzialna za rozwój polskiego programu jądrowego.

Sytuacja ta i jej okoliczności uwidoczniły, że polski atom napotkał kolejną przeszkodę – pandemię koronawirusa.

Polska gospodarka zostanie wystawiona w ciągu najbliższych miesięcy na ogromną próbę. Dla wielu przedsiębiorców restrykcje związane z koronawirusem mogą okazać się zabójcze – dlatego też rząd decyduje się na głęboką ingerencję w rynki, która kosztować ma ponad 200 mld złotych. Suma ta to ok. połowa kosztów, jakie według byłego ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego miała pochłonąć transformacja energetyczna kraju do 2040 roku.

Wydatki związane z łagodzeniem skutków koronawiursa znacznie uszczuplą budżety możliwe do rozdysponowania na projekt jądrowy i mogą stać się wymówką do zawieszenia jego realizacji. Oświadczenia podobne do tego wygłoszonego przez prezesa PGE mogą przyjść także ze strony innych podmiotów, które brano pod uwagę przy myśleniu o polskim projekcie jądrowym. Naturalną rzeczą jest fakt, że inwestycje pokroju atomu nie są realizowane przez pojedyncze spółki, ale takie stwierdzenie z ust szefa największej polskiej firmy energetycznej, zawierające podkreślenie braku decyzji politycznej w tej sprawie, może być dodatkowym ciężarem w realizacji projektu jądrowego.

Budowa pierwszej polskiej elektrowni jądrowej może stać się kołem zamachowym dla gospodarki – przy projekcie tym znajdzie bowiem zatrudnienie wiele spółek z kraju, które już teraz realizują podobne przedsięwzięcia za granicą. Jednakże rząd w Warszawie może uznać, że ma teraz pilniejsze wydatki.

Pytanie o rozwój projektu jądrowego to de facto pytanie o całokształt transformacji energetycznej Polski, która ma nastąpić na przestrzeni następnych dekad, a której zarys znajduje się we wciąż nieoficjalnej Polityce Energetycznej do 2040 roku. Można teraz zastanawiać się, czy jakiekolwiek decyzje w tej sprawie zapadną przed ustąpieniem trudności związanych z pandemią. A te – jeśli chodzi o gospodarkę – według ekspertów potrwać mają nawet do 2022 roku.

Reklama

Komentarze (6)

  1. Jerzy Lipka - Obywatelski Ruch na Rzecz Energetyki Jądrowej

    Takie działanie jest wyjątkowo krótkowzroczne, epidemia nie będzie trwać wiecznie a problemy energetyczne powrócą ze zdwojoną siłą. W polskiej energetyce rozpaczliwie brak dużych nie-emisyjnych źródeł energii właśnie jak elektrownie jądrowe, a łudzenie się że UE odstąpi od polityki klimatycznej jest utopią i chciejstwem. Przecież budowy elektrowni jądrowej nigdzie na świecie nie realizuje się z pieniędzy budżetowych, w tym celu służą albo kredyty w bankach gwarantowane przez Rząd, albo pieniądze wyłożone przez firmy - dużych odbiorców energii - którzy w zamian mają później tą energię po kosztach jej produkcji - przykład Finlandia. Mówienie że nas nie stać to bzdura, mniejsze od nas kraje jak Czechy czy Węgry realizują takie inwestycje. Robi to również Finlandia. To kwestia przełamania w Polsce oporu lobbystów i wspierających ich polityków, zainteresowanych utrąceniem projektu ze względu obaw przed konkurencją na rynku energetycznym.

    1. Gojan

      PS. Kredyty w bankach gwarantowane przez Rząd, albo pieniądze wyłożone przez spółki skarbu państwa - też są formą finansowania budowy EJ z budżetu Państwa.

    2. CdM

      Inwestycja w el. jądrową zwraca się przez kilkadziesiąt lat. W dzisiejszych czasach sytuacja na rynku zmienia się tak szybko, że nikt nie jest w stanie ocenić opłacalności w tak długiej perspektywie. A inwestycja tak długo kosztuje więcej niż sama zamrożona kasa. To również brak zysków, które mogłaby wygenerować zainwestowana w coś innego, i to w znacznie krótszej perspektywie.

    3. suawek

      Nie jest to prawda. Koszty ej są bardzo stabilne w czasie i przewidywalne bo koszt paliwa to bardzo mały procent w stosunku do kosztu budowy. Nie można tego powiedziec o elektrowniach węglowych czy gazowych gdzie koszt paliwa ( z racji ilości) jesh ogromny.

  2. Karkses

    To już naprawdę robi się nudne. Póki co temat elektrowni atomowej to setki milionów wydanych złotych, a korzyści z tego żadne. Proszę powiedzieć czy ktoś policzył zwrot z tej inwestycji? Bo budowa elektrowni atomowej dla samej idei jej posiadania wydaje mi się równie idiotyczna jak wiecznie dotowane OZE. Czy elektrownia atomowa nam się opłaca? I nie chodzi mi o jakieś trudno mierzalne korzyści w stylu "będziemy potrzebowali więcej prądu więc to jedyne wyjście" tylko chodzi mi o konkretny rachunek zysków i strat wyrażony w walucie polskiej.

  3. Andrettoni

    Moim zdaniem trzeba zwrócić uwagę na to co się zmieni po tej pandemii - jest jasne, że trzeba odbudować wiele gałęzi przemysłu zarówno w Polsce jak i w Europie, a to oznacza konieczność większej produkcji energii elektrycznej, której i tak jest mało. Nie chodzi tu już tylko o "czyste" źródła energii - po prostu będzie jej potrzeba więcej. Będziemy budować wiatraki, których produkcja jest niestabilna i zależy od wiatru? Odpowiedź brzmi: będziemy budować wszystkie możliwe i opłacalne elektrownie i elektrownia atomowa wydaje się być tutaj najbardziej logiczna. Moim zdaniem pandemia i wnioski z niej idące mówią, że ta elektrownia jest potrzebna jeszcze bardziej i jeszcze szybciej.

  4. Małoletni Bękart

    Temat powróci za 5 lat. A teraz ratujemy ludzi.

  5. MajorMajor

    Gdzieś widziałem wyliczenia, jakoby PGE EJ1 kosztowało nas dotychczas około 1 MILIARDA złotych! Miliard złotych a nawet nie wybrano miejsca pod lokalizację. Strach pomyśleć ile może nas kosztować jedna elektrownia atomowa.

  6. Banan

    Ja bym dał zarobić naszym. Każdy aquapark mógłby na czas epidemii składowac odpady w basenach bo stoją nieużywane. Mówią że to bezpieczne więc dlaczego jeszcze na to nie wpadli.

Reklama