Reklama

Klimat

Jerzy Buzek dla E24: zaniechania rządzących w polityce klimatycznej są karygodne [WYWIAD]

Fot. Flickr/Platforma Obywatelska
Fot. Flickr/Platforma Obywatelska

”Drastyczne podwyżki cen prądu, które niebawem mają nam zafundować rządzący, są nie tyle efektem unijnej polityki klimatycznej, co raczej - karygodnych zaniechań w jej realizacji na przestrzeni lat” - mówił w wywiadzie z Energetyka24.com były premier i przewodniczący Parlamentu Europejskiego, a obecnie europoseł, Jerzy Buzek. 

Daniel Czyżewski, Energetyka24.com: Czy propozycje zawarte w Fit for 55 mają zmobilizować antyunijny elektorat w krajach członkowskich? Czy to jedynie strategia negocjacyjna KE, aby mieć z czego „schodzić”?

Jerzy Buzek, europoseł PO:  Opublikowany przez Komisję Europejską w lipcu pakiet legislacyjny „Fit for 55”, czyli „Gotowi na 55”, nie wziął się znikąd. Jak sama jego nazwa wskazuje - ma on pozwolić Unii Europejskiej zrealizować nowy, wyższy cel redukcji emisji CO2 na 2030 r. Jego podniesienie do co najmniej 55% w stosunku do 1990 r., zamiast wcześniej ustalonych 40%, zatwierdziły na Radzie Europejskiej w grudniu 2020 r. wszystkie państwa członkowskie - w tym Polska. Zostało to następnie zapisane w tzw. Europejskim Prawie o Klimacie (European Climate Law) - podobnie jak neutralność klimatyczna Unii do 2050 r., poparta przez wszystkie kraje UE już w 2019 r. Ten cel na 2050 r. to z kolei wynik Porozumienia Paryskiego, na które w grudniu 2015 r. zgodził się również polski rząd. Gdy więc słyszę reakcje niektórych przedstawicieli obozu władzy na nowy Pakiet, to ja się trochę dziwię, czemu oni się tak dziwią. 

A czy zmobilizuje to antyunijny elektorat? Może tak być - zwłaszcza w Polsce, gdzie rządzący zaspali z transformacją energetyczną, eliminując inwestycje w lądową energetykę wiatrową czy opóźniając start energetyki prosumenckiej. Wcześniej ten elektorat mobilizowała w Europie sprawa chociażby wspólnej waluty euro, rozszerzania Wspólnoty czy otwierania się na pracowników z nowych państw członkowskich - mimo to Unia, na szczęście, z tego nie rezygnowała. I teraz także nie powinien to być argument, by nic nie robić - zwłaszcza, że nikt odpowiedzialny nie neguje dzisiaj potrzeby pilnego przeciwdziałania globalnemu ociepleniu i obniżania emisji CO2. Jednocześnie trzeba być zawsze na tych ludzi otwartym: uczciwie z nimi rozmawiać, spokojnie próbować tłumaczyć im różne kwestie i rzeczowo przekonywać, a nie - politycznie żerować na ich lękach, niechęci, a czasami - po prostu niewiedzy czy niezrozumieniu tematu.

Jak sprawić, aby koszty mechanizmów tj. CBAM, system uprawnień do emisji z budownictwa i transportu nie zostały przeniesione na konsumenta końcowego, czyli zwykłego obywatela?

Co do kosztu CBAM - to w dużej mierze kwestia naszej świadomości konsumenckiej. Jeżeli bowiem faktycznie serio podchodzimy do spraw bezpiecznych łańcuchów dostaw - nie tylko w farmaceutyce czy chipach - oraz do spraw zmian klimatu, nie powinno nas raczej dziwić, że musimy nagle zapłacić nieco więcej za jakiś towar z Chin, Indii, Turcji czy jakiegokolwiek innego kraju z mniej restrykcyjną niż unijna polityką klimatyczną - bo do jego ceny doliczony został CBAM. Myślę, że to uczciwe - wobec naszych lokalnych producentów i firm, ale przede wszystkim - wobec zdrowia i przyszłości naszych dzieci i wnuków, a więc przeciwdziałania rosnącym zagrożeniom pożarów, susz, braków wody, a okresowo - katastrofalnych powodzi. 

Objęcie budownictwa i transportu systemem uprawnień do emisji, to z kolei jeden z najbardziej kontrowersyjnych elementów całego Pakietu. Z drugiej strony nie ulega wątpliwości, że bez tych dwóch sektorów gospodarki, UE nie uda się zrealizować celu redukcyjnego na 2030 r., a zwłaszcza - 2050 r. Kluczowe jest jednak, aby rachunku za to nie płacili konsumenci końcowi - zwykli obywateli, szczególnie ci najubożsi. To dlatego Komisja Europejska zaproponowała powołanie nowego Społecznego Funduszu Klimatycznego. Polska ma szansę być jego największym beneficjentem i otrzymać z niego blisko 60 mld zł w latach 2025-2032.

Na co można będzie przeznaczyć środki z tego Funduszu?

Miałyby one wspierać grupy społeczne najbardziej zagrożone tzw. ubóstwem energetycznym, przez finansowanie m.in. inwestycji w termomodernizacje ich domów i instalowanie w nich zeroemisyjnych źródeł energii, np. paneli fotowoltaicznych i pomp ciepła. To na pewno krok w dobrą stronę: zamiast dopłacać ludziom do wysokich rachunków za prąd lub ogrzewanie - pomóc im na stałe obniżyć te rachunki. U nas dodatkowo miałoby to zbawienny wpływ na jakość powietrza i walkę ze smogiem. 

Polskę najprawdopodobniej czekają drastyczne podwyżki cen energii elektrycznej. Co powinny zrobić władze? Rekompensaty? Szybsza dekarbonizacja? Decyzje ws. atomu? Jak złagodzić efekty braków w polityce energetycznej na przestrzeni dekad?

Świetnie uchwycił Pan istotę problemu: drastyczne podwyżki cen prądu, które niebawem mają nam zafundować rządzący, są nie tyle efektem unijnej polityki klimatycznej, co raczej - karygodnych zaniechań w jej realizacji na przestrzeni lat. To dlatego od lat mamy w zasadzie najwyższe ceny hurtowe energii elektrycznej w Europie, udział wydatków na prąd, gaz czy benzynę w strukturze wydatków Polek i Polaków jest dwa razy wyższy niż średnia w UE, a ponad 3,5 mln naszych obywateli dotkniętych jest ubóstwem energetycznym.

Najważniejsze, co powinny zrobić polskie władze, to wyciągnąć wnioski z tych błędów przeszłości. Po pierwsze - przestać trwonić czas i wysiłek na bezrefleksyjne kontestowanie unijnej polityki klimatycznej w nadziei, że za kilka lat trend się cudownie odwróci i już nie trzeba jej będzie wdrażać. I po drugie - postawić na szybszą, odważniejszą i pełniejszą transformację energetyczną, z dużo bardziej realistyczną datą odejścia od węgla niż 2049 r. Mamy przecież tego surowca coraz mniej, jest on coraz droższy i coraz więcej importujemy go z zagranicy, głównie z Rosji. 

Jakie karty w rękawie, mechanizmy zabezpieczające ma UE, aby ograniczać zagrożenia płynące z uruchomienia Nord Stream2?

NS2 - zanim zostanie uruchomiony - musi w pełni podporządkować się zapisom nowej dyrektywy gazowej, której byłem sprawozdawcą i głównym negocjatorem w Parlamencie Europejskim. Żałuję, że przedstawiciele obecnej partii rządzącej - z niewiadomych powodów - nie poparli jej w decydującym głosowaniu, a teraz jest ona naszą ostatnią deską ratunku. Dziś jest czas próby - przede wszystkim dla Komisji Europejskiej - by wyegzekwować pełne i bezwarunkowe stosowanie tych przepisów. Chodzi m.in. o zapewnienie możliwości korzystania z gazociągu innym niż Gazprom firmom. Dostawca gazu nie może być ponadto właścicielem rurociągu, którym paliwo to jest transportowane. I jeden i drugi warunek promotorzy Nord Stream 2 od początku nie potrafią - lub nie chcą - spełnić.

Jednocześnie istnieją, niestety, coraz większe obawy, że NS2 może zacząć tłoczyć gaz nielegalnie, zanim zakończy się jego - zwykle trwający wiele miesięcy - proces certyfikacji. Gdyby jednak coś takiego miało miejsce, Komisja Europejska ma instrumenty, by zastosować wobec Nord Stream 2 środki tymczasowe - łącznie z, wiążącym prawnie, nakazem wstrzymania pompowania gazu. W czwartek - wraz z grupą europosłów z różnych państw i grup politycznych - wysłaliśmy do KE list i zaapelowaliśmy, by nie wahała się sięgnąć po te środki, jeżeli zajdzie taka potrzeba.

W rozmowie z naszym portalem Micheil Saakaszwili powiedział, że gazociąg będzie w długiej perspektywie korzystny dla Ukrainy, bo wymusi znalezienie innych sposobów zarabiania pieniędzy niż przez tranzyt gazu a także przyspieszy transformację energetyczną. Czy podziela Pan ten pogląd?

Były prezydent Gruzji pamięta zapewne sytuację, gdy w 2006 r. Rosja wprowadziła nagle embargo na import gruzińskich win. Tamtejsi producenci, niemal z dnia na dzień, zmuszeni byli szukać nowych odbiorców w innych krajach - przede wszystkim Unii Europejskiej, gdzie konsumenci są bardzo wymagający. Przełożyło się to na powstawanie nowych winiarni, sięganie po stare, zapomniane w czasach Związku Radzieckiego, metody i receptury pędzenia wina i w efekcie - na gwałtowny wzrost ilości wysokogatunkowych gruzińskich win. To, co miało - w zamyśle Kremla - uderzyć niezwykle boleśnie w gospodarkę Gruzji, okazało się dla niej wielką szansą rozwojową.

Rozumiem, że Micheil Saakaszwili podobnie widzi NS2 i sprawę ewentualnego zaniechania tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę - jako okazję na przyśpieszenie transformacji energetycznej tego państwa i pchnięcie jego gospodarki na nowe tory. Jestem skłonny się z tym zgodzić, z małym jednak zastrzeżeniem: nie taka - a wręcz dokładnie odwrotna - była intencja twórców Nord Stream 2. I to jeden z powodów, dla których od początku byłem przeciwny temu projektowi.

Reklama
Reklama

Reklama

Komentarze

    Reklama