Reklama

Gaz

Wpadka Gazpromu. Jak Kreml przyznał rację Polsce ws. LNG [KOMENTARZ]

Fot.: Kremlin.ru
Fot.: Kremlin.ru

Krytyczna narracja Rosji ws. polskiego LNG ulega całkowitemu wywróceniu, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo rosyjskie. Wówczas okazuje się, że Kreml opiewa LNG posługując się tymi samymi argumentami co Polska.

„Każde ryzyko dostaw gazu jest większe od zera tym bardziej, jeśli pochodzi on z Rosji. Dlatego Premier Mateusz Morawiecki określił cel, jakim jest całkowite wyeliminowanie ryzyk związanych z importem gazu, co oznacza stworzenie absolutnie niezależnego, gwarantowanego źródła dostaw do Polski. I to zadanie zostało zrealizowane – powstaje Baltic Pipe i rozbudowywany jest gazoport w Świnoujściu” – te słowa nigdy nie padły z ust żadnego polskiego polityka. Choć mogłyby, bo wpisuje się w konsensus jaki zapanował w Polsce wokół konieczności dokonania dywersyfikacji dostaw błękitnego paliwa. 

Ten konsensus jest nagminnie podważany przez polityków rosyjskich i sprzyjające im w Polsce media i osoby, które chórem powtarzają – import LNG jest nieopłacalny, zwłaszcza jeśli możemy kupować tani rosyjski gaz.

W tym kontekście wręcz zabawnym jest, że powyższe słowa padły z ust szefa Gazpromu Alieksieja Millera. Pozwoliliśmy sobie jedynie podmienić kilka zdań. W oryginale brzmiały one następująco:

„Każde ryzyko tranzytu gazu jest większe od zera tym bardziej, jeśli gaz z Rosji do Rosji transportowany jest przez terytorium państwa NATO. Dlatego Prezydent Władimir Putin określił cel, jakim jest całkowite wyeliminowanie ryzyk związanych z tranzytem przez Litwę, co oznacza stworzenie absolutnie niezależnego, gwarantowanego źródła dostaw do obwodu kaliningradzkiego. I to zadanie zostało zrealizowane – stworzono zapasowe moce, wybudowano terminal służący do przyjmowania dostaw (LNG – red.) z morza”.

Dywersyfikacyjna schizofrenia

O konieczności dokonania dywersyfikacji dostaw gazu do Polski zostało już napisane niemal wszystko. Głównym argumentem przemawiającym za tym rozwiązaniem jest uniezależnienie się od Rosji, która niejednokrotnie wykorzystywała w Europie Środkowej dostawy gazu jako instrument politycznych nacisków. 

Ostatnim przykładem podobnej sytuacji było zawodnienie gazu przesyłanego przez Rosjan do Polski tuż przed szczytem NATO w Warszawie. Surowiec w takim stanie był niezdatny do wykorzystania w Polsce, ponieważ najbliższa osuszalnia znajduje się w Niemczech.

Przeciwnicy dywersyfikacji oraz media prorosyjskie takie jak Sputnik Polska tymczasem propagują wizję nieopłacalności projektów Baltic Pipe i importu LNG, co miałoby podważać sens dywersyfikacji jako takiej. Ich zdaniem Rosja nigdy nie wykorzystała gazu do celów politycznych, co jest jawną nieprawdą.

Tym samym zarysowują się dwie linie argumentacji. Warszawa podkreśla nadrzędność bezpieczeństwa nad opłacalnością, co jednak nie oznacza, że LNG jest droższe niż gaz z Rosji. Jego ostateczna cena jest prawdopodobnie porównywalna lub niższa.

Zwolennicy importu z Rosji natomiast uwypuklają rzekomą atrakcyjność cenową gaz u ze wschodu, co jawnie przeczy faktom. Polska płaci za gaz więcej niż np. Niemcy.

Tymczasem okazuje się, że monolityczna narracja Rosji ulega całkowitemu wywróceniu, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo rosyjskie. Wówczas całkowicie zasadnym z rosyjskiego punktu widzenia staje się ponoszenie znaczących kosztów inwestycji w FSRU w obwodzie kaliningradzkim. Równie zasadnym jest także skroplenie, transport i regazyfikacja gazu, mimo że istnieją funkcjonalne i dużo bardziej opłacalne drogi transportu przez Litwę.

image
Fot.: Materiały prasowe

Diabeł tkwi w szczegółach

Istotne są jednak detale, które nie powinny nam umknąć.

Miller w swej wypowiedzi jasno podkreślił, że z rosyjskiego punktu widzenia ryzykowny jest tranzyt przez państwa NATO. Z tego płynie jasny sygnał, który nie powinien nas zaskakiwać – sojusz gwarantujący nasze bezpieczeństwo jest traktowany przez Moskwę jako wróg. Co więcej, Rosja jako zagrożenie postrzega sytuację, w której tenże wróg może odciąć kurek z gazem zaopatrujący jej eksklawę – obwód kaliningradzki.

Jeśli taki sposób myślenia o zagrożeniach energetycznych jest czymś normalnym na Kremlu i wystarcza jako argument za znaczącymi inwestycjami w LNG, powinno to nam dać wiele do myślenia. Doprowadza nas to do dosyć oczywistych dla większości wniosków, że rosyjscy stratedzy rozpatrują transport gazu jako instrument mogący służyć do celów politycznych.

Skoro chcą się przed tym bronić, zakładają z pewnością również wykorzystanie tego instrumentu do ataku. Jeśli Kreml postrzega nas jako groźnych przeciwników, dlaczego mielibyśmy postrzegać Moskwę jako zaufanego partnera?

Alieksiej Miller w swoim wystąpieniu podkreślił, że oddanie do użytku terminalu kaliningradzkiego „likwiduje nierównowagę” jaka powstała po oddaniu do użytku terminalu w Kłajpedzie. O jaką „nierównowagę” może chodzić, jeśli mówimy o terminalu służącym wyłącznie do zaopatrywania w gaz Litwy i państw bałtyckich, które podobnie jak Polska, postrzegają uzależnienie od importu tego surowca z Rosji jako niebezpieczeństwo.

Paradoksalnie zatem Rosja popiera polską czy litewską optykę na kwestie związane z uzależnieniem się od jednego źródła dostaw gazu, czy też od jednego szlaku w przypadku obwodu kaliningradzkiego.

Budując terminal FSRU w obwodzie kaliningradzkim Rosja potwierdza, że, cytując szefa Gazpromu, „stworzenie absolutnie niezależnego, gwarantowanego źródła dostaw” w naszym regionie jest koniecznością.

Reklama

Komentarze

    Reklama