Reklama

Elektromobilność

UE porozumiała się w sprawie nowych zaostrzonych celów emisji CO2 dla samochodów

Fot. Pixabay

Nowe samochody osobowe w UE będą musiały ograniczyć emisję CO2 o 37,5 proc. w 2030 roku, a samochody dostawcze o 31 proc. w porównaniu do 2021 roku - taki kompromis polityczny zawarli w poniedziałek wieczorem negocjatorzy PE i państw członkowskich.

To podniesienie poprzeczki ustawionej przez Komisję Europejską, która w listopadzie 2017 roku zaproponowała, by średni cel emisji CO2 nowych samochodów osobowych i dostawczych był mniejszy o 30 proc. w 2030 roku w porównaniu z rokiem 2021. Bardziej restrykcyjne normy emisji dwutlenku węgla w pojazdach mają pomóc UE w wypełnianiu zobowiązania wynikającego z porozumienia paryskiego.

Parlament Europejski w swoim stanowisku z października opowiedział się za 40-procentowym celem redukcji emisji CO2, natomiast państwa członkowskie, podzielone w tej sprawie, ostatecznie wypracowały kompromis przewidujący 35-procentowy cel redukcji. Za rozwiązaniami proponowanymi przez KE opowiadały się m.in. Niemcy, które mają bardzo silny przemysł samochodowy. Jednak część krajów, w tym państwa nordyckie i Francja, przeforsowały wyższe cele. Ostateczne polityczne uzgodnienie jest sporo wyższe niż początkowa propozycja KE.

Nowe prawo miało wielu przeciwników, zwłaszcza w sektorze motoryzacyjnym. Europejscy producenci ostrzegali, że zbyt daleko idący cel będzie oznaczał utratę miejsc pracy. Ich argumenty nie przekonały jednak legislatorów.

Z takiego obrotu sprawy zadowolona jest organizacja zajmująca się reprezentowaniem interesów konsumentów BEUC, która zwróciła uwagę, że emisje CO2 są bezpośrednio powiązane z ekonomicznością auta. Ich redukcja zatem - przekonuje BEUC - jest dobra dla środowiska, zdrowia publicznego i naszych portfeli.

"Obecnie na rynku jest niewiele niskoemisyjnych samochodów, takich jak np. auta elektryczne. Decyzja w sprawie celów emisji CO2 dla samochodów powinna skłonić producentów do wypuszczania większej liczby modeli tych pojazdów do salonów. To dobry krok. Tylko jeśli na rynku będzie więcej niskoemisyjnych samochodów, konsumenci mogą dokonać sensownego wyboru: czy najlepszym rozwiązaniem dla ich codziennych potrzeb jest samochód elektryczny, hybrydowy czy bardziej oszczędny samochód konwencjonalny" - podkreśliła dyrektor generalna Europejskiej Organizacji Konsumentów Monique Goyens.

Porozumienie, które musi zostać jeszcze zaakceptowane przez Parlament Europejski i państwa członkowskie w Radzie UE, przewiduje też średniookresowy cel do 2025 roku. Redukcja emisji CO2 dla nowych samochodów osobowych ma wówczas wynosić 15 proc.; propozycja nie dotyczy aut ciężarowych, bo do nich odnoszą się inne przepisy.

Komisja Europejska, choć kompromis jest sporo ambitniejszy niż jej początkowa propozycja, wyraziła zadowolenie z nowego kształtu przepisów. "Wierzę, że nasza przyszłość gospodarcza zależy od przywództwa w sprawie rozwiązań jutra. Czysta mobilność jest jej częścią" - ocenił wiceszef KE ds. unii energetycznej Marosz Szefczovicz. Jak zaznaczył, porozumienie to nie tylko krok, który ma służyć wdrożeniu porozumienia paryskiego, ale także ma ono wesprzeć długoterminową konkurencyjność europejskiego przemysłu.

Satysfakcji z osiągnięcia ambitniejszych rozwiązań nie kryją eurodeputowani. "Jako parlament mocno walczyliśmy o to, żeby (...) zapewnić obywatelom europejskim rzeczywiste korzyści dla zdrowia i innowacji" - przypomniała europosłanka socjalistów Miriam Dalli. "Pomimo niechęci ze strony stolic, Parlament Europejski udowodnił, że jest jedyną instytucją, która prowadzi do osiągnięcia celów klimatycznych z Paryża" - dodał rzecznik ds. klimatycznych z frakcji Zielonych, europoseł Bas Eickhout.

Polska, choć deklarowała, że zależy jej na czystszym powietrzu i wspieraniu czystej mobilności, opowiadała się podobnie jak Niemcy za niższym celem. Przedstawiciele władz z Warszawy wskazywali na obawy dotyczące kosztów transformacji w kierunku niskoemisyjnego transportu. Polscy dyplomaci przekonywali, że pojazdy nisko- lub zeroemisyjne mogą być droższe od produkowanych obecnie, przez co wielu osób w biedniejszych krajach nie będzie stać na ich zakup. To z kolei może zwiększyć import aut używanych, emitujących znacznie więcej CO2 niż nowe. (PAP)

Reklama

Komentarze

    Reklama