Reklama

Elektromobilność

Musk chce zabrać Teslę z giełdy. Genialnemu miliarderowi brakuje inwestycyjnej swobody? [KOMENTARZ]

Fot. www.flickr.com/photos/jdlasica
Fot. www.flickr.com/photos/jdlasica

61 znaków. Taką długość miał tweet Elona Muska, który 7 sierpnia wywołał prawdziwą burzę w mediach i na giełdzie. Ekscentryczny milioner zadeklarował w nim, że myśli nad wycofaniem firmy Tesla z giełdy. Sam wpis skomentowany został przez 90 tysięcy osób, a akcje tego koncernu znanego z wysokiej klasy samochodów elektrycznych zdrożały o prawie 40 dolarów, osiągając poziom nieznany sobie od ponad roku. Jakie czynniki skłoniły Muska do takiego kroku?

Elon Musk przyzwyczaił już światową opinię publiczną do tego, że swoje interesy prowadzi z rozmachem. Jego biznesowe plany - opiewające m.in. na kolonizację Marsa, budowę superszybkich pociągów hyperloop czy internetową sprzedaż miotaczy ognia – przysporzyły mu metkę genialnego marzyciela, kreślącego monumentalne wręcz prospekty przyszłych osiągnięć. Teraz jednak, ekscentryczny bogacz znowu zaskoczył. Obwieszczając zamiar wycofania koncernu Tesla z giełdy, Musk wywołał prawdziwe gradobicie pytań dotyczących przyszłości tej firmy produkującej luksusowe elektroauta.

Prezes Tesli oświadczył, że myśli nad wykupieniem spółki przez inwestorów przy atrakcyjnej wycenie rzędu 420 dolarów za akcję. Kwota ta była o prawie 100 dolarów wyższa niż wartość akcji koncernu w chwili publikacji tweeta. Giełda zareagowała olbrzymim optymizmem – cena akcji spółki skoczyła do poziomu ok. 380 dolarów. Ostatnim razem pułap ten został przez nią osiągnięty w czerwcu 2017 roku. Sytuację dodatkowo zelektryzował fakt, że w transakcję ma być zaangażowany fundusz inwestycyjny (tzw. sovereign fund) z Arabii Saudyjskiej. Musk przyznał, że rozmowy z Saudyjczykami w tej sprawie trwają już od 2017 roku. „Taka umowa może zostać zawarta, podmiot ten ma dość środków, by zabezpieczyć transakcję” - przyznał kontrowersyjny miliarder.

Rada dyrektorów Tesli utworzyła już specjalną komisję, która ma zająć się propozycją Muska. Dlaczego jednak prezes koncernu zdecydował się na ten krok? Wszystko wskazuje na to, że giełda, a więc nieustanne balansowanie po cienkiej linie zaufania inwestorów, krępowała ręce genialnego miliardera. Zwłaszcza, że w ostatnim czasie na jego barkach spoczęło wiele poważnych problemów Tesli.

Upadek Ikara…

Jeszcze nie tak dawno temu, bo w czerwcu bieżącego roku, pozycja Muska w firmie była zagrożona. Choć jest on największym akcjonariuszem koncernu, to groziło mu odwołanie z fotela szefa rady dyrektorów. Niezadowoleni inwestorzy zarzucali mu m.in., że poświęca firmie zbyt mało czasu. Pod ogniem krytyki znaleźli się też trzej dyrektorzy związani z Elonem: James Murdoch (prezes 21st Century Fox), Antonio Gracias oraz brat Muska, Kimbal.

Osłabienie pozycji ekscentrycznego miliardera wiązało się także z szerszymi kłopotami Tesli. Jednym z nich była czarna seria wypadków, która rozpoczęła się 22 stycznia bieżącego roku. Wtedy też jadąca z włączonym Autopilotem Tesla model S zderzyła się ze stojącym wozem strażackim, który brał udział w akcji ratunkowej. Choć do kolizji doszło, gdy samochód jechał z prędkością ponad 100 kilometrów na godzinę, to kierowcy nic się nie stało. Niemniej, media zwróciły wtedy uwagę na problemy z półautomatycznym systemem sterowania tego pojazdu.

23 marca, także w Kalifornii, miał miejsce najgłośniejszy dotychczasowy wypadek z udziałem samochodu wyprodukowanego przez koncern Elona Muska. Wtedy też, pojazd modelu X, jadący po autostradzie 101 w okolicy Mountain View, uderzył w betonowy oddzielacz. Kierowca nie przeżył. Media poinformowały, że winę za to poniósł Autopilot, który nie wykrył, iż wprowadził maszynę na kurs kolizyjny. 9 maja doszło do wypadku modelu S, w którym zginęły dwie osoby. Powodem było przekroczenie dozwolonej prędkości przez nastoletniego kierowcę. 25 maja Tesla prowadzona przez Kalifornijczyka You You Xue rozbiła się w Grecji podczas jazdy z włączonym Autopilotem. Jak twierdził kierowca, samochód miał wykonać gwałtowny manewr w kierunku zjazdu z autostrady i uderzyć w barierki. Nikomu nic się nie stało, ale ponownie system półautomatycznego sterowania został wzięty na medialny ruszt. Niecały tydzień później, 30 maja, doszło do wypadku Tesli w Kalifornii. Samochód modelu S uderzył wtedy w policyjny radiowóz. Siedząca za kierownicą kobieta, która odniosła lekkie obrażenia, przyznała wtedy, że wóz miał włączony Autopilot. Z kolei 31 maja doszło do wypadku z udziałem modelu S w Brukseli. Początkowe informacje, wypływające m.in. od właściciela pojazdu, głosiły, że i w tym przypadku winę ponosi wadliwy Autopilot. Choć ta wersja została zdementowana przez koncern oraz policję, to jednak – wpisując się w serię negatywnych wizerunkowo wydarzeń – dorzuciła kamyczek do ogródka firmie Muska.

Tesla odnotowała także inny problem natury technicznej. Media zarzuciły koncernowi, że droga hamowania produkowanych przezeń samochodów jest wyraźnie dłuższa w porównaniu z innymi pojazdami.

O problemie z hamulcami doniosła amerykańska organizacja Consumer Reports. Przetestowała ona dwa samochody model 3. Początkowo Tesla podważała wyniki tych testów i sugerowała, że droga hamowania jest uzależniona od szeregu rozmaitych czynników. Jednakże, pod koniec maja Elon Musk zapowiedział publikację aktualizacji oprogramowania, która ma skrócić drogę hamowania w modelu 3 o około 6 metrów.

Tesla może mieć też problemy prawne. Jak podał Puls Biznesu, firma Nikola oskarża koncern Muska o skopiowanie niektórych elementów ciężarówki Nikola One i przeniesienie ich do pojazdu Tesla Semi.

Jednakże, najpoważniejsze tarapaty Tesli związane są z sytuacją finansową firmy. Jak wyliczyli analitycy Goldman Sachs, spółka Muska będzie musiała pozyskać ok. 10 miliardów dolarów w ciągu najbliższych 16 miesięcy, by utrzymać produkcję i osiągnąć wyznaczone cele. Do momentu informacji o możliwym wycofaniu z giełdy analitycy obstawiali, że firmę czeka najprawdopodobniej emisję obligacji – zapotrzebowania tego nie da się bowiem pokryć z zysków, gdyż… Tesla nieustannie generuje straty, konsumując pieniądze pozyskane od inwestorów.

Teraz do tej puli (w dużej mierze wciąż nierozwiązanych) problemów dołączyły też spory prawne z osobami, które twierdzą, iż straciły na komunikacie Muska dotyczącym wycofania Tesli z giełdy. Do tej pory wiadomo na razie o dwóch pozwach, które wpłynęły do sądu federalnego w San Franciso. Strony powodowe uważają, że prezes Tesli naruszył przepisy o obrocie papierami wartościowymi, chcąc podpompować wartość swojej firmy.

…i odrodzenie Feniksa?

Po wycofaniu Tesli z giełdy i pozyskaniu potężnego saudyjskiego inwestora, Musk będzie w stanie wdrażać swoją strategię nie bacząc na zdanie rynku. Pozwoli to na eksperymenty, a dokładnie rzecz ujmując: pozwoli to na porażki przy eksperymentach. Tym samym, Tesla upodobni się do innej spółki z portfela Elona Muska, czyli firmy SpaceX. Ten nienotowany na giełdzie producent rakiet wielokrotnego użytku mógł sobie pozwolić na katastrofy i potknięcia – nie wpłynęło to w żaden sposób na jego wartość (którą można precyzyjnie określić tylko poprzez debiut na parkiecie).

Co zatem czeka Teslę? Jeśli wycofanie z giełdy dojdzie do skutku, koncern czekają pewne zmiany w zarządzaniu, wynikające z dużo większej swobody, jaką zdobędzie wtedy Musk. Jednakże, dla klientów może to oznaczać pewne kłopoty – już teraz niektórzy z nich czekają na wyprodukowanie zamówionych Modeli 3 co najmniej kilka miesięcy. Wszelkie wewnętrzne transformacje raczej wydłużą ten okres (bo nie trzeba będzie martwić się reakcją giełdy). Niemniej, Elon Musk udowadniał już, że jest wizjonerem, któremu trzeba po prostu umożliwić pracę – dlatego też Tesla – w pewnej perspektywie – na zejściu z parkietu raczej skorzysta.

Reklama

Komentarze

    Reklama