Reklama

Wywiady

Podwyżki biletów kolejowych: samolot tańszy niż pociąg. Matysiak: absurdalna sytuacja [WYWIAD]

Autor. Lewica/Twitter

W przeliczeniu na pieniądze ten wzrost kosztów biletów jest tak wysoki, że prowadzi do absurdalnych sytuacji: da się znaleźć tańsze bilety lotnicze niż kolejowe - mówi o podwyżce biletów PKP posłanka Partii Razem Paulina Matysiak.

Reklama

Jakub Wiech: Jak Pani Poseł ocenia podwyżkę biletów kolejowych?

Reklama

Posłanka Paulina Matysiak, Partia Razem: Z perspektywy podróżnych to bardzo duża podwyżka, wahająca się w zależności od kategorii pociągu (IC/TLK/EIC/EIP) od 12 do 18 procent. Dotyczy ona w dużej mierze częstych tras, wykorzystywanych do dojazdów do pracy czy szkoły, ale także tras długodystansowych. W przeliczeniu na pieniądze ten wzrost kosztów biletów jest tak wysoki, że prowadzi do absurdalnych sytuacji: da się znaleźć tańsze bilety lotnicze niż kolejowe. To absurd, który zupełnie zaprzecza kierunkowi rozwoju transportu w Unii Europejskiej. Wygląda to tak, jakby spółki kolejowe szukały pieniędzy w kieszeni podróżnych.

Spółki tłumaczą się tym, że wzrosły ceny energii elektrycznej.

Reklama

Faktycznie, spółka PKP Intercity nie jest objęta osłonami dla odbiorców energii elektrycznej, które zostały wprowadzone w 2022 roku. Z tych rozwiązań mogą korzystać przewoźnicy regionalni, samorządowi, ale nie Intercity. Ale z drugiej strony: jest to duże niedopatrzenie ze strony Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Wygląda na to, jakby resort i kolejarze byli zaskoczeni tym wzrostem. Niemniej, ci przewoźnicy, którzy korzystają z osłony regulacyjnej, także podnieśli ceny biletów, tylko trochę wcześniej, w grudniu. A więc osoby, które korzystają z transportu zbiorowego płacą więcej. W kryzysowym czasie takie podwyżki bardzo łatwo wytłumaczyć, sięgając głębiej do kieszeni klientów. A pasażerowie będą teraz patrzeć, co im się bardziej opłaca: mam obawy, że wiele osób wybierze samochód, a nie pociąg, bo będzie to bardziej opłacalne. Co więcej, użytkownicy kolei płacą więcej, ale nie dostają lepszej oferty. Nie wzrasta liczba połączeń, komfort podróży, szybkość przejazdu. Problemem jest także punktualność pociągów przewoźnika. To może powodować spadek zainteresowania koleją.

Jak zatem można było tego uniknąć?

Można do tego podejść dwojako: z jednej strony, można było działać już dużo, dużo wcześniej na gruncie systemu elektroenergetycznego, żeby tych podwyżek nie było, albo żeby były mniejsze. Tutaj kładą się cieniem długie lata zaniedbań. Jakbyśmy mieli elektrownie jądrowe, to pewnie takie zawirowania na rynku energii elektrycznej byłyby znacznie mniej dotkliwe, bo dysponowalibyśmy niezależnym, czystym źródłem prądu. Ale nie postawimy jej teraz z dnia na dzień, nie da się szybko naprawić zaniedbań z kilkudziesięciu lat. Natomiast z drugiej strony, można spojrzeć na to z perspektywy podróżnych: skoro mamy tarcze antyinflacyjne zakładające np. obniżony VAT na żywność, to podobne obniżki podatków mogą objąć także bilety kolejowe. Obniżenie VAT-u na bilety nawet do zera jest możliwe, taki ruch wykonała ostatnio Finlandia. Ten kraj to w ogóle ciekawy przykład jeśli chodzi o kolej – Finowie mogą kupować bilety kolejowe z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, planując np. już teraz swoje wakacje. W Polsce Intercity pozwala na zakup biletów z miesięcznym wyprzedzeniem.

Państwo może być coraz mniej chętne do pozbawiania się dochodów z VAT-u...

W takim razie można było zdjąć z transportu kolejowego opłatę mocową, której kolej nie jest w stanie przesunąć. W przemyśle przedsiębiorcy często radzą sobie z nią przesuwając produkcję na godziny nocne i korzystając z niższych stawek. Tego nie da się zrobić na poziomie przedsiębiorstwa kolejowego, pociągi nie mogą jeździć tylko w nocy. Jest też opłata dostępowa, nakładana z racji dostępu do infrastruktury – do torów, dworców itp. Jej stawka mogłaby być zmniejszona, a nawet wyzerowana. Takie działania były już podejmowane w czasie pandemii, żeby ulżyć przewoźnikom, tylko niestety nie u nas. Mamy jednak przykłady z Niemiec, Austrii, Holandii czy Luksemburga - tam było to możliwe i było dużym wsparciem dla przewoźników.

Dlaczego Pani zdaniem tego nie zrobiono?

Gdyby resort infrastruktury miał chęć i wolę, to mógłby takie działania zainicjować. Ale wydaje mi się, że tej chęci i woli nie ma. Decydenci mają transport zbiorowy w głębokim poważaniu i nie chcą rozwiązywać problemów transportowych w kraju. A przecież to doskonała inwestycja, pozwalająca nie tylko zmniejszyć emisję, ale też poprawić jakość życia w Polsce. Ale w rządzie chyba tak się o tym nie myśli.

Tak swoją drogą: Pani rozwiązania są bardzo liberalne, jak na lewicę...

Idziemy za głosem ekspertów. Te rozwiązania umożliwiają obniżenie opłat. Ale powiem więcej: pomysłem na rozwiązanie problemów dotyczących pociągów kategorii premium jest wpuszczenie na tory innych przewoźników, którzy są teraz blokowani. Urząd Transportu Kolejowego nie wydaje w tej kwestii decyzji, one są przeciągane – a być może okazałoby się, że np. Leo Express jeździłby w Polsce taniej, szybciej i wygodniej niż Intercity ze swoim Pendolino. Do 2030 roku pewnie będzie można dalej utrzymywać ten stan braku konkurencji, ale potem skończy się ręczne sterowanie.

Czyli potrzebna nam Tarcza Kolejowa?

Tak, potrzebna nam Tarcza Kolejowa. Musimy działać w taki sposób, żeby ludzie woleli kolej od samochodu, żeby wybierali pociąg a nie samolot, żeby im się to opłacało, pod wieloma względami. Jeśli pociąg jest znacznie droższy niż auto, to znaczy, że coś jest bardzo, bardzo nie tak.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama

Komentarze

    Reklama