Reklama

Górnictwo

Czy koronawirus uratuje europejski węgiel? [ANALIZA]

Pandemia koronawirusa wyrządziła prawdziwe spustoszenie w światowej gospodarce. Czy globalni liderzy poświęcą cele klimatyczne i odchodzenie od węgla, by ratować przemysł?

Pandemia Covid-19 ma katastrofalne skutki dla światowej gospodarki. Tzw. lockdown, czyli ograniczenie mobilności społeczeństwa, wprowadzone w wielu krajach jako środek zapobiegawczy, uderzyło w handel, usługi i produkcję przemysłową, zwiększając bezrobocie i zmniejszając dochody ludzi, firm i państw.

Koronawirus siał też spustoszenie w sektorze energetycznym. Zmniejszone zapotrzebowanie na energię zaburzyło ceny surowców i paliw, wywołując ich gigantyczną nadpodaż. Ropa naftowa zaliczyła spektakularne pikowanie, którego giełdy nie widziały od trzydziestu lat. Jej ceny w kontraktach futures spadły do wartości ujemnych. Sytuacji nie uratowało nawet historyczne porozumienie kartelu OPEC+, wprowadzające największe cięcia w produkcji naftowej w dziejach. Podobna sytuacja ma miejsce także na rynku gazu, gdzie zaczyna powoli brakować miejsca w magazynach, a najwięksi producenci – m.in. rosyjski Gazprom – obawiają się konieczności wstrzymywania przesyłu surowca do odbiorców. Czynniki te doprowadziły do niecodziennego układu cenowego, w którym to węgiel – po uwzględnieniu ekwiwalentu energetycznego – był przez pewien czas najdroższym paliwem kopalnym świata.

Podniesienie gospodarki z ruin jawi się jako największe wyzwanie stojące przed liderami politycznymi doby koronawirusa. Będzie to wymagało kompleksowych, kosztownych i forsownych programów, o których już teraz debatuje się w Brukseli, Waszyngtonie czy Pekinie.

W rozmowach na temat ratowania gospodarki od skutków pandemii coraz częściej dają się słyszeć głosy nawołujące do ograniczania czy luzowania rygorów klimatycznych nakładanych na przemysł i energetykę. Takie postulaty wysuwali głównie unijni politycy, gdyż to właśnie Unia Europejska jest światowym liderem w projektowaniu i wprowadzaniu polityk klimatycznych. Sugestie tego rodzaju wyszły m.in. ze strony byłej premier, a obecnie eurodeputowanej Beaty Szydło, ministra Janusza Kowalskiego oraz polityków niemieckich partii chadeckich CDU/CSU.

Poluzowanie, łagodzenie czy zawieszanie unijnych polityk klimatycznych byłoby pewną nadzieją dla krajów takich, jak Polska, które cały czas wykorzystują w swej gospodarce duże ilości emisyjnych paliw, czyli np. węgla. Osłabienie dynamiki wprowadzania nowych regulacji związanych chociażby z emisyjnością oddaliłoby wizję kosztownej transformacji. Miałoby to niebagatelny wpływ zwłaszcza na sektor węglowy, który - ze względu na koronawirusa i idącą z nim w parze nadpodaż surowców – znalazł się w opłakanym położeniu.

Jednakże biorąc pod uwagę unijne podejście do nowych ram polityki klimatycznej (tzw. Zielony Ład) nie należy spodziewać się zbyt dużych ustępstw na tym polu.

Przede wszystkim, należy zauważyć, że Zielony Ład to dla UE polityka tożsamościowa. Bruksela chce wykorzystać modelowanie kształtu energetyki i przemysłu jako spoiwo wewnętrzne, bardzo potrzebne w dobie Brexitu. Można stwierdzić, że kwestie klimatyczne i ich oddziaływanie na gospodarkę i społeczeństwo mają być fundamentem dalszej unifikacji i integracji unijnej – a z fundamentów przecież się nie rezygnuje, bez nich dalsza konstrukcja jest niemożliwa.

Swoistym sygnałem dotyczącym tego, jak konsekwentnie mają być wdrażane postanowienia Zielonego Ładu jest też osoba komisarza UE ds. klimatu, znanego w Polsce ze swej kategoryczności Fransa Timmermansa. Wybór tego człowieka do roli frontmana unijnej polityki klimatycznej jest jasnym sygnałem, że Bruksela stawia na tym polu na twarde negocjacje, z niewielkim tylko miejscem przeznaczonym na kompromisy.

Warto też pamiętać, że dotychczasowe ustalenia na polu Zielonego Ładu – czyli przede wszystkim cel neutralności klimatycznej przewidziany dla UE na rok 2050 – kosztowały państwa członkowskie bardzo dużo czasu, sił i środków. Wypracowane postulaty, mechanizmy i ramy jawią się jako zdobyte zbyt dużym trudem, by teraz z nich rezygnować, nadwątlając całą strategię, która się na nich opiera.

Oczywiście może zdarzyć się tak, że Unia Europejska będzie próbowała dostosować elementy Zielonego Ładu do nowej rzeczywistości ukształtowanej przez koronawirusa. Prawdopodobieństwo to rośnie przy założeniu, że w drugiej połowie 2020 roku przez świat przetoczy się druga fala pandemii, wymuszająca ponowne restrykcje pokroju lockdownu. Nie należy jednak spodziewać się, by UE zrezygnowała tu z pryncypiów, jakim bez wątpienia są dekarbonizacja i odchodzenie od węgla na rzecz mniej emisyjnych paliw.

Reklama

Komentarze

    Reklama