Reklama

Atom

W tym roku startuje polska elektrownia jądrowa. Przynajmniej formalnie [KOMENTARZ]

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Według aktualnie obowiązującej strategii rozwoju polskiej energetyki, w 2020 roku powinna zostać oddana do użytku pierwsza polska elektrownia jądrowa. Jest to smutne świadectwo tego, że Warszawa nie potrafi stworzyć konsekwentnie realizowanej polityki energetycznej.

Według Polityki Energetycznej Polski do 2030 roku, która została przyjęta w listopadzie 2009 roku, rok 2020 to termin graniczny dla oddania do użytku pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. „Dotrzymanie zakładanego terminu uruchomienia pierwszej elektrowni jądrowej do 2020 roku wymaga zapewnienia szerokiego udziału organów państwa i zaangażowania środków budżetowych, posiadania wykwalifikowanej kadry i sprawnych instytucji zarówno w fazie przygotowawczej do podjęcia ostatecznej decyzji o realizacji programu rozwoju energetyki jądrowej, jak i w fazie przygotowań do przetargu” – przeczytać można w tym dokumencie.

I choć do realizacji tego celu powołano specjalną spółkę (PGE EJ 1), choć jej prezes Aleksander Grad zapowiadał rozpoczęcie „zintegrowanego postępowania” w sprawie budowy jądrówki już w październiku 2012 roku, choć wybrano lokalizacje (Gąski, Choczewo i Żarnowiec), to jednak elektrownia pozostała wyłącznie na papierze, dając smutne świadectwo imposybilizmu państwa polskiego.

Niestety, obecne prace nad polską elektrownią jądrową, które rozpoczął rząd Zjednoczonej Prawicy coraz bardziej przypominają te sprzed 10 lat.

„Nieformalna decyzja dotycząca budowy elektrowni jądrowej w Polsce zapadła, formalna jeszcze nie” – powiedział podczas Kongresu 590 w 2018 roku minister energii Krzysztof Tchórzewski. Choć od tego czasu minęło już 1,5 roku, to formalnej decyzji dot. atomu nad Wisłą wciąż nie ma (nawiasem: nie ma też resortu energii).

W listopadzie 2019 roku minister Piotr Naimski zapowiedział, że sprawa finansowania budowy elektrowni jądrowej ma zostać rozstrzygnięta w ciągu „najbliższych kilku miesięcy”. Tymczasem rzecznik rządu Piotr Müller powiedział trzy miesiące później, że w roku 2020 można spodziewać się rozstrzygnięć w sprawie budowy elektrowni jądrowej. Trudno powiedzieć, czy słowa te to dodatkowe przesunięcie harmonogramu czy może ogólne potwierdzenie zapowiedzi ministra Naimskiego – wiadomo natomiast, że dosłownie z dnia na dzień zarysowany w Polityce Energetycznej Polski do 2040 roku termin oddania pierwszego bloku jądrowego do użytku (2033 rok) staje się coraz mniej realny.

Ale – jak to pokazuje przykład wspomnianej na wstępie Polityki Energetycznej Polski do 2030 roku – dokumenty takie są raczej sugestią niż poważnym planem.

Impas projektu atomowego można tłumaczyć wydarzeniami zewnętrznymi – głównie okresem wyborczym w Stanach Zjednoczonych, które urastają do rangi najpoważniejszego partnera Polski na polu energetyki jądrowej. W lipcu 2018 roku polskie Ministerstwo Energii rozpoczęło rozmowy z amerykańskim Departamentem Energii o współpracy międzyrządowej w zakresie energetyki jądrowej. Niecałe dwa miesiące później, 4 września 2018 roku, delegacja ME poleciała do Waszyngtonu, gdzie spotkała się z przedstawicielami wielu amerykańskich departamentów oraz członkami Rady Bezpieczeństwa Narodowego, czyli organie doradczym działającym przy prezydencie USA. Wkrótce po tych spotkaniach, list do premiera Morawieckiego napisał Rick Perry, Sekretarz Energii USA. Dokument ten zawierał szeroką propozycję współpracy w zakresie energetyki jądrowej. Budowa atomu w Polsce jest też zgodna z amerykańskimi założeniami strategicznymi. W marcu 2019 roku Agencja Reutera poinformowała, że spółki ze Stanów Zjednoczonych rozpoczęły wstępne prace związane z przygotowaniem transferu technologii jądrowych do Arabii Saudyjskiej, która – będąc jednym z istotnych sojuszników USA w regionie – chciała zmniejszyć udział paliw kopalnych w swoim miksie energetycznym. Ameryka zyska na tej współpracy nie tylko gotówkę, ale także rozbudzi swój przemysł jądrowy (co zgrywa się ze słowami Perry’ego, który podkreślał, że atom to prawdziwy Green New Deal) oraz wzmocni relacje z ważnym dla siebie państwem.

To właśnie te korzyści mogą stać na drodze do zaangażowania się USA w rozwój projektu jądrowego w Polsce. Działania administracji Trumpa zmierzające do współpracy z Polską na polu energetyki jądrowej mogą być obecnie torpedowane przez Demokratów, obawiających się sukcesu republikańskiego prezydenta – a tak z pewnością zostałoby odebrane wejście Ameryki do ogromnej inwestycji w polski projekt jądrowy.

Jednakże ta okoliczność nie usprawiedliwia zachowawczości, jaką wykazywał się rząd w Warszawie przez ostatnie 4,5 roku. Warto przypomnieć, że warunki do podjęcia decyzji ws. atomu były przez ten czas wręcz doskonałe – większość parlamentarna i prezydent wywodziły się z tego samego obozu politycznego, gospodarka rosła jak na drożdżach, a społeczeństwo stawało się coraz bardziej przychylne względem tej inwestycji.

Czy zatem obecny projekt jądrowy podzieli los tego sprzed dekady? Warto mieć nadzieję, że będzie jednak inaczej, gdyż Polska naprawdę potrzebuje energii z atomu – siłownia jądrowa może rozwiązać wiele problemów, m.in. kwestię emisyjności polskiej energetyki czy zabezpieczenie północno-wschodniej Polski w energię elektryczną (za co odpowiadać ma obecnie nowy blok elektrowni Ostrołęka).

Na razie jednak kluczowym budulcem dla tego projektu jest… papier.

Reklama

Komentarze

    Reklama