Reklama

Gaz

Nord Stream 2 muss sein. Niemcy przywołują do porządku przeciwników gazociągu [KOMENTARZ]

Fot. Luke,Ma / Flickr
Fot. Luke,Ma / Flickr

Wygląda na to, że na naszych oczach wykuwa się nowa linia narracyjna Niemiec ws. gazociągu Nord Stream 2.  W obliczu możliwego przyspieszenia prac nad nowelizacją dyrektywy gazowej oraz zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego rząd w Berlinie wyraźnie usztywnia swoje stanowisko. Bezpośrednią przyczyną jest najpewniej list ambasadora USA do firm zaangażowanych w projekt, co oznacza, że możemy oczekiwać reakcji (lub także symptomatycznego jej braku) ze strony Waszyngtonu.

„(…) amerykańskie sankcje mogą doprowadzić do wyjścia [z NS2, przyp. red] zachodnich firm, w tym niemieckich, ale to nie będzie skutkowało zablokowaniem projektu. W takim przypadku Rosja sama go wdroży, a wtedy już nikt nie będzie mieć wpływu na utrzymanie tranzytu gazu przez Ukrainę” - oświadczył Heiko Maas, niemiecki szef MSZ, cytowany przez Deutsche Welle. Minister dodał, że trwają obecnie wspierane przez UE negocjacje, których celem jest zabezpieczenie tranzytowej roli Kijowa. Jego zdaniem nie będą one miały sensu,  „(…) jeśli Stany Zjednoczone wprowadzą sankcje, a Rosjanie samodzielnie ukończą gazociąg”.  Analiza powyższych słów prowadzi do bardzo niepokojących wniosków. 

Teza stawiana przez Heiko Maasa jest w najlepszym przypadku sprzeczna logicznie, w najgorszym oznacza całkowite oddanie pola w kwestii tranzytu gazu przez Ukrainę.Minister kreśli dwa scenariusze - w pierwszym Nord Stream 2 powstaje i dzięki udziałowi zachodnich koncernów możemy zadbać o zachowanie przesyłu przez Ukrainę. W drugim Nord Stream 2 również powstaje, ale zbudowany wyłącznie przez Rosjan i wtedy już, zdaniem szefa MSZ, nie będziemy w stanie pomóc Kijowowi. Pomijam zupełnie postawienie sprawy w tak bezalternatywny i niekorzystny dla UE sposób. Zwróćcie jednak Państwo uwagę, że Heiko Maas zupełnie zapomina, iż Nord Stream 2 będzie tylko kupą złomu, jeśli Niemcy nie pomogą w przesyle gazu dalej. Pominięcie tego w argumentacji może wskazywać na dwie kwestie. Primo, Niemcy wysyłają sygnał Ukrainie, żeby stonowała swoją aktywność przeciwko NS2, bo ich zdaniem projekt zostanie ukończony nawet wbrew jej woli, ale wtedy już nie będzie mogła liczyć na wsparcie w zakresie tranzytu.Secundo, minister świadomie pomija rolę RFN, bo zdaje sobie sprawę z tego, że jest to projekt niekorzystny z punktu widzenia choćby Unii Energetycznej, o interesach sojuszników z UE, czy stabilności regionu nie wspominając.

Warto także zwrócić uwagę, że pomimo protestów państw członkowskich UE oraz jawnej sprzeczności Nord Stream 2 z europejskimi celami w zakresie bezpieczeństwa, Niemcy w sposób wyraźny i jednoznaczny zaostrzają swoje stanowisko. Jeszcze w kwietniu 2018, kiedy Angela Merkel przyznała, że jest to projekt polityczny, wydawało się, że RFN otwiera się w pewnym stopniu na argumentację państw, które obawiają się konsekwencji uruchomienia gazociągu. W grudniu tego samego roku Nils Schmid (reprezentant SPD w komisji spraw zagranicznych Bundestagu) stwierdził nawet (zaskakująco jak na socjaldemokratę), że projekt nie powinien wystartować, dopóki nie zostanie podpisana nowa umowa tranzytowa z Ukrainą. Co jakiś czas niemieckie media i politycy wysyłali także sygnały, że kanclerz Merkel w głębi duszy waha się, a przynajmniej nie jest obojętna wobec obaw Europy środkowowschodniej. Dziś słyszymy, że nikt nie jest w stanie powstrzymać budowy, innymi słowy - koniec dyskusji, żadnych niespodzianek podczas prac nad regulacjami. Nie będzie szczególnie zaskakującym postawienie tezy, że jest to związane nie tylko z listem ambasadora USA, ale głównie z decyzją rumuńskiej prezydencji o zdynamizowaniu działań ws. nowelizacji dyrektywy gazowej.Propozycję Bukaresztu dotyczącą przyspieszenia prac poparło 13 państw, nie jest to więc koncepcja marginalna. 

W rozgrywce o Nord Stream 2 najistotniejszy jest czas.Rosjanie oraz ich europejscy partnerzy chcą zdążyć z oddaniem gazociągu do końca 2019 roku, aby jak najszybciej przekierować większą część (a w negatywnym scenariuszu całość) tranzytu na trasę bałtycką. Sprzeciwiającym się inwestycji członkom UE oraz Ukrainie zależy, aby przed wybudowaniem rurociągu zdążyć z nowelizacją dyrektywy gazowej. Jej zadaniem jest uporządkowanie przepisów i objęcie europejskim prawem również podmorskich połączeń. Dla Nord Stream 2, stojącego de facto w poprzek prawa UE, oznaczałoby to poważne utrudnienia. Czasu jest niewiele, ponieważ w maju czekają nas wybory do PE, a nowelizacja powinna być (przynajmniej w teorii) przygotowana na sześć tygodni przed ostatnią sesją. Nie jest zatem niczym zaskakującym aktywizacja wszystkich stron sporu. Dziś pozostaje nam czekać na odpowiedź Stanów Zjednoczonych (list ambasadora USA w RFN komentował Heiko Maas) oraz mieć nadzieję, że uda się powstrzymać ten wielopłaszczyznowo szkodliwy projekt.

Reklama

Komentarze

    Reklama