Reklama

Analizy i komentarze

Opóźnienia w atomie to prawda. Projekt ma co najmniej dwa lata w plecy

Autor. Envato

Polski rząd przyznał, że projekt jądrowy jest opóźniony. Jednakże – to nic nowego. Prawdziwe pytanie brzmi: czy da się zrealizować to przedsięwzięcie bez kolejnych opóźnień?

Wiemy, kim jesteśmy

Podczas trwającego w Warszawie Kongresu Energetyczno-Ciepłowniczego Powerpol minister Miłosz Motyka przyznał, że „możliwe jest roczne opóźnienie w procesie przygotowań budowy elektrowni jądrowej”. Ta wiadomość rozpaliła polskie media, które zaczęły zarzucać obecnemu rządowi opieszałość w budowie atomu. Jednakże to nie rząd Donalda Tuska winny jest tym opóźnieniom.

Już w listopadzie 2023 roku serwis Energetyka24 donosił, że polski projekt jądrowy jest opóźniony o ok. 2 lata. Obecnie opóźnienie to może być większe, jednakże wciąż realny pozostaje termin 2035 rok jako data uruchomienia pierwszego bloku jądrowego nad Wisłą. Wszystko zależy jednak od tempa zatwierdzania modelu finansowego oraz od udzielanych – w ramach kontraktu wykonawczego – gwarancji.

Reklama

„Według informacji, do których dotarła Energetyka24, budowa pierwszej elektrowni już teraz jest opóźniona o ok. 2 lata. Osoby dobrze obeznane z projektem jądrowym wskazały, że realnym terminem uruchomienia tej jednostki jest obecnie rok 2035. To opóźnienie może ulec zwiększeniu – jeśli do końca roku nie zostanie zawarta umowa wykonawcza, przyznająca partnerom technologicznym gwarancje finansowe na zamówienie tzw. long lead items, czyli elementów konstrukcyjnych, na które czeka się dość długo (np. obudowa reaktora, wytwornica pary itp.). Na świecie istnieje niewiele podmiotów, które zajmują się ich produkcją – dlatego często trzeba ustawić się w kolejce po te elementy. A tymczasem zainteresowanie atomem wzrasta – wzrasta więc liczba zamówień takich komponentów oraz czas oczekiwania na long lead items. „Przestaliśmy mówić o roku 2033 w kontekście terminu ambitnego, ale realnego. Teraz nazywamy go terminem nierealnym” – mówi E24 osoba zaznajomiona ze sprawą, która chciałaby pozostać anonimowa” – wskazywano w artykule z listopada 2023 roku.

Ale nie wiemy, kim możemy być

Prawdziwe pytanie, jakie stoi przed nowym rządem brzmi: czy da się ograniczyć skalę opóźnień? Na pierwszy rzut oka: jest to możliwe. Wystarczy dostatecznie szybko zawrzeć kontrakt wykonawczy oraz przyznać gwarancje finansowe na zamawianie kluczowych komponentów, czyli wspomnianych wyżej long lead items. Jednakże przy bliższym przyjrzeniu, narastają nowe problemy.

Ważką kwestią pozostaje sprawa audytu dotychczasowych działań w ramach projektu jądrowego. Prześwietlenie dotychczasowych ustaleń nie powinno blokować dalszych kroków – jeśli jednak do tego by doszło, trzeba byłoby liczyć się z jeszcze dalszym odsunięciem przedsięwzięcia w przyszłość. Tymczasem na to nie ma już pola.

Reklama

W 2036 roku zakończyć się ma proces wygaszania Elektrowni Bełchatów, największej polskiej jednostki wytwórczej. Jeśli do tej pory nie uda się postawić nad Wisłą elektrowni jądrowej, to gospodarce Polski grozi ryzyko tzw. luki wytwórczej – czyli niedostatku mocy generacyjnych względem zapotrzebowania na energię. Innymi słowy mówiąc: konsumpcja prądu będzie większa niż zdolność produkcji polskich elektrowni.

Przed takim scenariuszem chroni Polskę jedynie szybka budowa mocy w źródłach odnawialnych oraz oddanie do użytku jednostek jądrowych. To zaś leży w gestii nowej ekipy rządzącej. A więc: czy za dotychczasowe opóźnienia w atomie odpowiada ekipa Zjednoczonej Prawicy? Tak, da się to wskazać na podstawie kluczowych dokumentów przyjmowanych przez tę formację (np. Polskiego Programu Energetyki Jądrowej). Jednakże obecnie władztwo nad energetyką – także nad atomem – sprawuje już nowy rząd. I to on będzie rozliczany z potencjalnych kolejnych opóźnień.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama