Reklama

Gaz

Zjeść ciastko i mieć Krym, czyli o niedziałających sankcjach na Rosję [ANALIZA]

Fot. www.kremlin.ru
Fot. www.kremlin.ru

Sankcje Zachodu wobec rosyjskiej energetyki przekreślają realizację planów rozwojowych, ale nie zagrażają względnej stabilności sektora. Szereg przykładów współpracy firm zachodnich z rosyjskimi koncernami energetycznymi oraz brak restrykcji wobec newralgicznych dla Rosji obszarów znacząco zmniejszają znaczenie sankcji. W świetle powyższego trudno oczekiwać, by obecny poziom restrykcji mógł wpłynąć na zmianę polityki zagranicznej Kremla.

Coraz mniejszy tort

Według danych Banku Centralnego FR od 2014 roku do marca 2018 roku odpływ kapitału z Rosji osiągnął wartość 266 mld USD, a do końca tego roku ma pokonać granicę 300 mld USD. Sankcje uderzyły w stabilność waluty rosyjskiej, ale nie miało to krytycznego znaczeniadla gospodarki. Ponadto do końca nie wiadomo jaki wpływ na wahania wartości waluty miały niskie ceny ropy, a jaki sankcje. Łączne straty FR wynikające z zachodnich restrykcji mają wynosić według różnych szacunków od 1 do 1,5% PKB rocznie.

Interesujących danych dostarczają wyniki produkcji firm naftowych i gazowych mających dla rosyjskiej gospodarki kolosalne znaczenie. Wydobycie gazu w ostatnich latach spadało, ale w ub.r. zanotowano znaczący wzrost - o prawie 8%. Z kolei wydobycie ropy naftowej rosło w ostatnich latach pomimo sankcji i pobijało nawet rekordy. Utrzymanie wydobycia na poziomie sprzed 2013 roku lub nawet jego intensyfikacja było jednak rezultatem wcześniejszych inwestycji w złoża oraz zwiększenia eksploatacji otwartych złóż. Na opracowanie nowych bez dostępu do technologii i środków kredytowych szanse są niewielkie, dlatego perspektywy dalszego wzrostu nie wyglądają dobrze. Możliwy jest jeszcze nieznaczny wzrost wydobycia w krótkim terminie (do 2020 roku). 

Według ekspertów finansowanego przez jednego z czołowych rosyjskich oligarchów Wiktora Wekselberga Centrum Badań Energetycznych Szkoły Biznesu „Skolkowo” do 2025 roku nawet, jeśli restrykcje będą się zacieśniać, wydobycie ropy naftowej nie ucierpi drastycznie. Kardynalnego wpływu sankcji na rezultaty sektora naftowego nie należy oczekiwać co najmniej do 2030 roku, choć zakładając zachowanie lub nasilenie restrykcji, ma ono zacząć spadać już po 2020 roku.Nie ma też praktycznie żadnych szans na realizację ambitnych założeń co do wzrostu wydobycia gazu zawartych w Strategii Energetycznej FR do 2030 roku. Jednocześnie nie należy oczekiwać też redukcji produkcji gazu.  

Innymi słowy, brak dostępu do technologii oferowanych przez koncerny zachodnie oraz środków kredytowych przekreśli szanse na rozwój sektora wydobywczego w Rosji, ale nie odbierze możliwości dalszego ekstensywnego eksploatowania złóż i czerpania z tego zysków. Sankcje zachodnie nie zagrażają sektorowi wydobywczemu Rosji krachem, ale uniemożliwiają realizację ambitnych planów rozwojowych. To istotna różnica, którą należy przyjąć do wiadomości.

Jedna z autorek wspomnianego raportu Tatiana Mitrowa w komentarzu dla Carnegie Moscow Center stwierdza: „Pozornie niewielki obecnie efekt sankcji nie powinien wprowadzać w błąd: w perspektywie długoterminowej są one w stanie zagrozić utrzymaniu poziomu wydobycia i rozwoju eksportowej infrastruktury rurociągowej, stopniowo wypierając Rosję z rynków zewnętrznych i zawężając kanały pozyskiwania dochodów od eksportu i naruszając odporność gospodarki”.  

W tym miejscu należy zadać sobie pytanie – na ile ten czynnik będzie dla rosyjskich elit politycznych i gospodarczych nie do zniesienia i czy może wpłynąć na zmianę agresywnego kursu FR? Odpowiedź wydaje się oczywista – praktycznie w ogóle nie wpłynie to na poczynania Kremla i rosyjskich grup wpływu. Tym bardziej, że według wspomnianych powyżej ocen eksperckich taki stan może się utrzymać co najmniej do 2030 roku, a to bardzo odległa perspektywa, którą „energetyczni” oligarchowie się na razie nie przejmują.   

Skutkiem sankcji już obserwowanym będzie zaś zaostrzenie rywalizacji grup wpływu. Układ oligarchów z „siłowikami” zachowywał stabilność w warunkach rozwoju gospodarczego. Teraz, gdy perspektywy wzrostu są zagrożone w związku z sankcjami, układ ten może zostać zachwiany z uwagi na mniejsze „kawałki” tortu pozostające do podziału. Wzrost agresywności prezesa Rosniefti Igora Sieczina wobec innych biznesmenów obserwowany w ostatnim czasie jest jednym z tego przejawów. W warunkach sankcyjnych pojawiła się potrzeba wprowadzenia specjalnych ulg dla biznesu objętego restrykcjami, a równolegle możliwości budżetu państwowego we wspieraniu oligarchów kurczą się. Przejście części zamówień publicznych do szarej strefy także sprzyja wzmożeniu starcia oligarchów. Zaostrzyło to walkę ugrupowań kremlowskich. Ogółem jednak, wszystkie te przetasowania świadczą o wysokim stopniu adaptacji kluczowych rosyjskich kompanii do nowej sytuacji.

Naiwność czy cynizm?

Do tego dochodzi jeszcze kontekst wraz z elementami, które pozwalają Moskwie lekceważyć sankcje oraz ich następstwa. Dotychczasowa praktyka sankcyjna pokazuje, że można mówić o ich wybiórczym i dowolnym stosowaniu w zależności od bieżących interesów zainteresowanych stron.Nie brakuje diametralnie różnych przykładów: „żarliwości” w ich stosowaniu z jednej strony, oraz uporczywych prób znalezienia przyczyn do ich zaniechania z drugiej.Kluczowym dla oceny skuteczności sankcji jest jednak to, że omijają one najistotniejsze dla Kremla obszary.

Po pierwsze, restrykcje nie wpływają znacząco na światowe ceny ropy naftowej, co jest najbardziej wrażliwym punktem rosyjskiej gospodarki. A przecież niektóre działania przedstawicieli Zachodu (jak np. naciski Waszyngtonu na Iran) sprzyjały nawet wzrostowi cen. Obniżka wartości ropy naftowej na rynkach światowych jest słusznie uznawana za skuteczne narzędzie nacisku na Kreml. Tymczasem nie widać specjalnych wysiłków, które można byłoby odbierać jako próby zmniejszenia ceny. A obserwowana w ostatnich miesiącach generalna tendencja do wzrostu światowych cen na ropę znacząco minimalizuje naciski sankcyjne Zachodu na Moskwę.

Po drugie, Zachód zachowuje powściągliwość wobec jednego z kluczowych projektów rosyjskich w energetyce – Nord Stream 2. Aby właściwie zrozumieć znaczenie (oprócz bezpośredniego przełożenia projektu na kształt rynków gazowych w Europie, które opisywano wielokrotnie) należy przyjrzeć się percepcji rosyjskiej i rozumowaniu, którym kieruje się elita będąca u władzy w FR. Wojny na Ukrainie i w Syrii, udokumentowane i wymierzone w stabilność instytucji demokratycznych ataki cybernetyczne na całym świecie, próby przeprowadzania zamachów stanu i innych działań destabilizujących w krajach zachodnich, otrucia (skuteczne lub nie) obywateli państw zachodnich, sprzyjanie zestrzeleniu pasażerskiego MH-17 – tych i wielu innych rys charakteryzujących politykę Kremla jest dla elit zachodnich zbyt mało, by zadać prawdziwie silny cios w politykę rosyjską, czyli zablokować NS2.Dla elit skoncentrowanych wokół Kremla to jasny sygnał, że Zachód nie jest zdeterminowany, by przeciwstawić się Moskwie i odbierany jest tam jako przejaw słabości.

Po trzecie, casus turbin firmy Siemens nielegalnie dostarczonych do elektrowni na okupowanym Krymie sformował wśród elit rosyjskich świadomość bezkarności i braku gotowości ze strony Zachodu (przede wszystkim elit europejskich) do adekwatnej odpowiedzi nawet na otwarte łamanie prawa. Formalnie niemiecka kompania miała dostarczyć turbiny do obiektów w Rosji, ale o tym, że wyposażenie trafi na okupowany Krym eksperci i dziennikarze (także rosyjscy) pisali od samego początku. Ani Siemens, ani Berlin nic jednak sobie z tego nie robili. Po tym, jak transfer turbin na półwysep potwierdzono oficjalnie, niemiecka kompania wszczęła starania o wyciągnięcie konsekwencji na drodze sądowej. Czyni to jednak w sądach rosyjskich i cały proces przypomina bardziej imitację chęci ukarania partnerów biznesowych z Rosji. Wprowadzone przez Brukselę i Waszyngton restrykcje w odpowiedzi na dostawy były raczej przejawem bezsilności i ostrzeżenia wobec prawdziwych decydentów w Rosji aniżeli dotkliwym ciosem. UE w sierpniu 2017 roku, a USA w styczniu 2018 roku zastosowały sankcje wobec bezpośrednich figurantów skandalu – m.in. wiceministra energetyki FR i szefa jednego z departamentów tego resortu oraz szefów kompanii odpowiedzialnych za dostawy turbin na Krym. Najlepszą konstatacją „skuteczności” tych sankcji jest fakt, że już po wybuchu całego skandalu Siemens podpisał nowe kontrakty na dostawy trzech turbin dla elektrowni Nyżniokamskiej w Rosji.

Po czwarte, jest jeszcze proceder handlu przez firmy rosyjskie węglem donbaskim, który zyskuje dokumenty rzekomo potwierdzające jego rosyjskie pochodzenie i trafia na niektóre rynki europejskie, w tym do Polski (dokładnie temat ten wielokrotnie opisywali dziennikarze „Dziennika Gazeta Prawna”). W ten sposób Kreml piecze kilka pieczeni na jednym ogniu – zmniejsza nakłady finansowe na utrzymanie tzw. DRL i ŁRL, włącza firmy zachodnie do nieprzejrzystych operacji czyniąc ich swoimi sojusznikami, próbuje de facto legalizować pseudo-republiki i demonstruje metodą faktów dokonanych fasadowość sankcji. Jak dotąd udokumentowanie dostaw węgla z okupowanego Donbasu do krajów europejskich nie spotkało się z reakcją stosownych organów tych państw.

Po piąte, duże firmy z Rosji i Niemiec zacieśniają współpracę, a partnerami po rosyjskiej stronie są mocno umocowane na Kremlu kompanie. Ostatnim przykładem jest oczekiwane w grudniu br. sfinalizowanie fuzji Wintershall (należącej do koncernu BASF) i Leter One (kontrolowane przez rosyjską Alfa Group), która powoła nową spółkę Wintershall DEA. Będzie ona silnym graczem na naftowym i gazowym rynku Europy. Tymczasem w styczniu Michaił Fridman, German Chan i Aleksiej Kuźmiczow – akcjonariusze Alfa Group, znaleźli się na liście raportu przedstawionego przed Kongresem USA. Oznacza to, że wobec nich w każdej chwili mogą być zastosowane restrykcje. Ciekawym wątkiem tej fuzji może się okazać w przyszłości fakt, że Wintershall posiada 15,5% akcji NS i jest jednym z partnerów finansowych NS2. Zwłaszcza w świetle artykułowanych od czasu do czasu w prasie opinii o specjalnej roli Alfa Group w finansowaniu NS2, którą przeznaczył tej grupie Kreml. 

Łączenie z jednej strony sankcji wobec FR, a z drugiej wymienionych wyżej elementów współpracy lub pobłażliwości wobec zuchwałych działań Kremla, jest dowodem na wysoki poziom cynizmu elit zachodnich lub ich naiwności. Takie podejście wobec Moskwy niemal gwarantuje kontynuację agresywnego kursu w polityce Rosji.

Warto w tym miejscu przytoczyć wypowiedź szarej eminencji w otoczeniu Władimira Putina Władysława Surkowa, który jeszcze w 2013 roku mówił: „Przekraczając punkt zwrotny i raptem uświadamiając sobie, że jesteś na złej drodze – nie drżyj. Uważnie rozglądaj się na boki. Śmiało idź naprzód niewłaściwym szlakiem. Zła droga do Indii doprowadziła Kolumba do Ameryki. Pomyłki dobrze się sprzedają. One działają”. Kreml odbiera, zatem każdą „prawie sankcję” jako przejaw słabości i dowód na ruch we właściwym kierunku, z którego nie zamierza schodzić mimo bieżących „skutków ubocznych.Właśnie tak Moskwa odbiera politykę sankcyjną Zachodu.

Wnioski i perspektywy

Dotychczasowe sankcje wobec rosyjskiej energetyki będą uciążliwe w perspektywie długoterminowej poprzez zwiększanie technologicznego zacofania sektora naftowego i gazowego. Jednak nie wpłyną znacząco na stabilność ich funkcjonowania oraz możliwość czerpania dalszych zysków.

Kluczowe grupy wpływu mające interesy w sektorze energetycznym i mocno osadzone na Kremlu mogą nawet wykorzystać okoliczności sankcyjne do zwiększenia swych agresywnych działań wobec mniejszych graczy na rynku. Ma to pozwolić im częściowo zrekompensować straty wynikające z restrykcji zachodnich.

Brak objęcia sankcjami najbardziej newralgicznych punktów rosyjskiej energetyki oraz szereg zachowań na Zachodzie odbieranych w Rosji jednoznacznie jako przejaw słabości powodują, że polityka sankcyjna UE i USA nie będzie skutkowała zmianami w polityce zagranicznej FR. Respektowanie prawa międzynarodowego i zadośćuczynienie strat spowodowanych dotychczasowymi działaniami Kremla będzie możliwe po okazaniu zdecydowania ze strony Zachodu i zastosowaniu bezwzględnych środków sankcyjnych.

Obrany przez kraje zachodnie kurs na powolne „dociskanie” Rosji i stopniowe zwiększanie sankcji będzie skuteczny tylko w przypadku restrykcyjnego zachowania tej linii w długim terminie. A w świetle interesów poszczególnych krajów, zwłaszcza w Europie, trwałość tego wektora wywołuje sporo wątpliwości. Dopóki Zachód nie zdobędzie się na prawdziwie mocny ruch w kierunku zaostrzenia restrykcji, „niespodzianki” ze strony Moskwy będą się powtarzały. Co więcej, są one rozpatrywane na Kremlu jako zasób przełamania sprzeciwu elit zachodnich.  

Reklama

Komentarze

    Reklama