Reklama

Gaz

Szczyt Trump-Putin. Nord Stream 2 w zamian za rosyjską pomoc z Iranem?

Fot. kremlin.ru
Fot. kremlin.ru

Przez kilka godzin uwaga całego świata skupiła się na Helsinkach. Miasto to stało się scenerią dla jednego z najważniejszych szczytów politycznych ostatnich miesięcy – prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump spotkał się tam z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Deklaracje, jakie zapadły po obradach tych dwóch przywódców mogą być zwiastunem nowego rozdania w relacjach Waszyngton-Moskwa. Wśród nich znalazły się istotne – także dla Polski – kwestie energetyczne.

Zimna wojna to przeszłość

Kilkugodzinne spotkanie prezydentów zostało zwieńczone wspólną konferencją prasową. Otworzył ją Władimir Putin. Gospodarz Kremla przyznał, że „relacje amerykańsko-rosyjskie weszły w skomplikowaną fazę”, zaznaczył jednak, że obecne napięcia i nerwowa atmosfera pozbawione są podstaw, a „zimna wojna to przeszłość”. Prezydent Rosji mówił też o sytuacji w Syrii. Stwierdził, że przywrócenie pokoju i ustabilizowanie sytuacji w tym kraju może być „pierwszym sprawdzianem” dla współpracy na linii Waszyngton-Moskwa. Dodał jednocześnie, że istotną dla Rosji kwestią jest zapewnienie bezpieczeństwa Izraelowi i stworzenie pokojowych relacji między Damaszkiem a Jerozolimą.

Gospodarz Kremla mówił też o sytuacji na Ukrainie, którą nazwał „wewnętrznym kryzysem ukraińskim”. Putin zastrzegł, że ma świadomość, że prezydent USA uznaje zajęcie półwyspu za nielegalne, lecz zaznaczył od razu, że Moskwa ma „inne zdanie w tej kwestii”, które podkreśla rolę referendum. Putin oświadczył też, że „Rosja nigdy nie ingerowała i nie zamierza ingerować w wewnętrzne sprawy USA, takie jak wybory”.

Prezydent USA swoje wystąpienie również zaczął od stwierdzenia, że relacje miedzy Stanami a Rosją „nigdy nie były gorsze, niż są teraz, ale to się zmieniło w ciągu ostatnich czterech godzin”.

Trump mówił też o konieczności wywarcia presji na Iran, celem powstrzymania „nuklearnych ambicji i kampanii przemocy”. W tym kontekście, gospodarz Białego Domu przywołał kompleksowość sytuacji w Syrii, podkreślając, że „Iran nie może czerpać korzyści z kampanii przeciwko ISIS”. Prezydent USA opowiedział też o współpracy miedzy Rosją, Stanami, a Izraelem. Jego zdaniem „prezydent Putin też pomaga Izraelowi”.

Energetyczna konkurencja

Wątki energetyczne pojawiły się na konferencji w pytaniach dziennikarzy. Jedno z nich nawiązywało do opinii, które Donald Trump wygłosił podczas tegorocznego szczytu NATO w Brukseli, zaledwie kilka dni przed spotkaniem z Putinem. Prezydent USA powiedział wtedy, że Niemcy, kupując gaz z Rosji, stają się jej niewolnikami. "To przykre, gdy Niemcy zawierają ogromne umowy z Rosją dotyczące ropy i gazu, podczas gdy powinny być przeciwko Rosji; Niemcy płacą Rosji miliardy dolarów rocznie. Chronimy Niemcy, chronimy Francję, chronimy te wszystkie kraje, a one zawierają umowy na rurociągi z Rosji, wpłacając do jej skarbca miliardy dolarów" – mówił Trump w Brukseli. Z kolei podczas spotkania z premier Wielkiej Brytanii Theresą May, prezydent USA stwierdził, że planowany gazociąg Nord Stream 2 to „straszliwa rzecz”.

Na szczycie w Helsinkach gospodarz Białego Domu był znacznie bardziej powściągliwy w słowach. W kwestii kontrowersyjnego podbałtyckiego gazociągu stwierdził jedynie, że „nie wie, czy jest to najlepszy niemiecki interes, ale taką decyzję podjęli Niemcy”. Trump zaznaczył jednocześnie, że USA zamierzają intensywnie konkurować z Rosją na rynku gazu (określił też pozycję Putina nazywając go „konkurentem”) dzięki wciąż rosnącym możliwościom dostarczania gazu skroplonego za ocean. Stwierdził nawet, że będą „konkurować z sukcesem”, choć widzi pewną przewagę lokalną Rosjan.

W wywód Trumpa dotyczący konkurencji włączył się nagle Władimir Putin, co można uznać za próbę złagodzenia (i tak dość miałkiej w porównaniu do słów z Brukseli) narracji prezydenta USA. Gospodarz Kremla zaznaczył, że „jest świadomy postawy Trumpa w sektorze ropy i gazu”. Putin podkreślił, że  Rosja i USA to w tym segmencie „wiodące potęgi”, które będą współpracować przy „regulacji rynku”. Zdaniem prezydenta Rosji, obie strony nie są zainteresowane ani zbytnim obniżaniem cen, ani przesadnym podwyższaniem. „Mamy miejsce do współpracy” – podkreślił.

Putin poruszył też temat gazociągu Nord Stream 2. „Prezydent Trump wyraził swoje obawy wobec zaprzestania tranzytu przez Ukrainę, ale zapewniłem go, że jesteśmy gotowi utrzymać ten tranzyt, mało tego, jesteśmy gotowi przedłużyć go, jeśli spółki (mowa tu o ukraińskim UkrTransGazie i rosyjskim Gazpromie) dojdą do porozumienia w Sztokholmie”.

Czego nie widać

Choć sprawy związane z energią stanowiły tylko ułamek tematów poruszonych podczas wspólnej konferencji, to uzgodnienia przyjęte na szczycie Trump-Putin mogą mieć kolosalne znaczenie dla całego energetycznego świata.

image

 

W pierwszej kolejności warto omówić kwestię amerykańsko-rosyjskiej konkurencji na rynku gazu. Płaszczyzną do tej rywalizacji będą oczywiście rynki Europy, spośród których wiele dąży do dywersyfikacji i zmniejszenia dostaw błękitnego paliwa z Rosji. Podczas konferencji prezydentów, wielu komentatorów zaskoczyła zmiana tonu Donalda Trumpa, który zaledwie kilka dni wcześniej agresywnie atakował energetyczne umowy europejskich państw z Moskwą oraz ideę budowy gazociągu Nord Stream 2. Teraz poprzestał na zapewnieniach o „intensywnej konkurencji” oraz dość subtelnym powątpiewaniu w sens realizacji kontrowersyjnego podbałtyckiego połączenia. Oznaczać to może, że prezydent USA złagodził swoje stanowisko wobec tego projektu, prawdopodobnie rezygnując z nałożenia sankcji na zaangażowane weń spółki. Być może była to karta przetargowa w grze o korzyści na Bliskim Wschodzie (o których poniżej). Tym samym, amerykańskie zabiegi dotyczące udziałów w rynkach europejskich ograniczą się zapewne do zwiększania wolumenów dostaw LNG. Pomoże w tym wciąż rosnąca sieć infrastruktury na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych.

Mówiąc o gazie, należy wspomnieć też o kwestii przesyłu błękitnego paliwa przez Ukrainę. Władimir Putin oświadczył na konferencji, że państwo to utrzyma status kraju tranzytowego, a umowę w tym zakresie można nawet przedłużyć. Takie zapewnienia od prezydenta Rosji miała zdobyć też kanclerz Angela Merkel (o czym poinformowała podczas kwietniowej konferencji z prezydentem Poroszenką). Trump kwestii tej nie skomentował. Można jednak założyć, że gospodarz Białego Domu jest świadom możliwości niedotrzymania deklaracji przez Rosję, co przełożyłoby się momentalnie na zmianę sytuacji geopolitycznej w Europie Środkowo-Wschodniej. Ukraina pozbawiona tranzytu rosyjskiego gazu, straciłaby nie tylko istotne wpływy do budżetu, ale także poważny, gwarantujący bezpieczeństwo argument w trwającym od 2014 roku konflikcie z Rosją. Wydaje się jednak, że obaj prezydenci są za utrzymaniem status quo na wschodzie Europy, którego elementem jest m.in. brak oficjalnego sprzeciwu ws. Krymu ze strony Ameryki oraz zaprzestanie dalszych ingerencji terytorialnych przez Rosję.

Co zatem Donald Trump mógł uzyskać od Władimira Putina w zamian za swoje potencjalne (dość istotne) ustępstwa? W grę wchodzi przede wszystkim wsparcie w walce o Iran (będący formalnym partnerem Rosji), a także gwarancje bezpieczeństwa dla Izraela. Tematy te pojawiły się na konferencji prezydentów. Rosja może okazać się przydatnym sojusznikiem Stanów w izolowaniu Teheranu. Jej rola rośnie tym bardziej, że rosyjskie spółki naftowe dysponują ropą zbliżoną parametrami do tej irańskiej. Oznacza to, że rynki produktów ropopochodnych opuszczone przez surowiec z Iranu mogą zostać zalane produktami z Rosji. Zminimalizuje to perturbacje na światowych rynkach.

Warto zaznaczyć, że izolacja Iranu byłaby sprzeczna z interesami wielu europejskich (w tym polskich) spółek naftowo-gazowych, które perski rynek przyciągnął swoimi zasobami.

Interesująco brzmią także zapowiedzi dotyczące współpracy Waszyngtonu i Moskwy w Syrii. To właśnie ten ogarnięty wojną kraj jest furtką, którą surowce energetyczne z krajów takich, jaki Iran czy Irak popłynąć mogą do Europy. Oznaczałoby to jednak dalsze naruszanie pozycji rosyjskich firm energetycznych na tym rynku. O znaczeniu Bliskiego Wschodu w rozgrywce Trump-Putin szeroko pisał red. Witold Repetowicz w swej analizie pt. Antyirański pakt Trumpa i Putina. Polska największym przegranym?.

Nowy ład czy stare problemy?

Deklaracje, jakie zapadły podczas szczytu Trump-Putin porównać można do tzw. gry w trzy kubki – publiczność ma świadomość, że niektóre z nich są puste w środku, a na stole znajdują się celem zagmatwania (i tak skomplikowanej) sytuacji. Choć opis taki pasuje do w zasadzie każdej imprezy tego typu, to jednak w tym przypadku do gry zasiedli zawodnicy ścierający się na praktycznie wszystkich dostępnych polach, noszący brzemię poważnych konfliktów (m.in. wojny w Syrii czy ingerencji w wybory). Mnogość płaszczyzn, na których ścierają się interesy amerykańsko-rosyjskie sprzyja stawianiu obietnic fantomowych, bluffów rzucanych celem odciągnięcia uwagi przeciwnika od prawdziwie istotnych kwestii. Rosja zdaje sobie sprawę, że może być dla Stanów poważnym narzędziem nacisku na Iran, prawdopodobnie planuje więc wykorzystanie tej karty przetargowej do gry o Europę, gdzie rosyjskie interesy zostały poważnie nadszarpnięte po aneksji Krymu. Co ważne, izolacja państwa ajatollahów - pod pewnymi względami - jest dla Moskwy na rękę.

Donald Trump z kolei, tuż przed spotkaniem z Putinem zagrał w Europie niejako va banque, uderzając w bardzo ostre tony względem sojuszników z NATO (zwłaszcza Niemiec). Prezydent USA ma oczywiście przewagę w tej rozgrywce, ale kryzys w relacjach Stany-Europa sprzyja polityce Rosji na Starym Kontynencie. Tymczasem, z konferencji prezydentów jasno wynika, że prawdziwym oczkiem w głowie gospodarza Białego Domu jest sprawa Iranu, Syrii i zapewnienia bezpieczeństwa Izraelowi.

Biorąc pod uwagę deklaracje obu prezydentów oraz obecną sytuację międzynarodową, można założyć, że - tak, jak stwierdził Putin - to właśnie sytuacja w Syrii będzie papierkiem lakmusowym dla uzgodnień, jakie zapadły w Helsinkach.

Jasne określenie dotyczące wartości poszczególnych zapewnień, a co za tym idzie postaw i wytrawności polityki każdego z prezydentów będzie możliwe dopiero z biegiem czasu, przy przeanalizowaniu sytuacji na poszczególnych amerykańsko-rosyjskich frontach. Nie zmienia to jednak faktu, że w generalnym postrzeganiu szczytu prezydent Trump wypadł znacznie mniej wyraźnie niż podczas szczytu NATO czy spotkania z władzami Wielkiej Brytanii. Władimir Putin natomiast może uznać konferencję za sukces - nie tylko udało mu się doprowadzić do pierwszego po zajęciu Krymu spotkania z prezydentem USA, ale też pokazał światu ustami amerykańskiego prezydenta pola do efektywnego współdziałania Rosji i Stanów.

Reklama

Komentarze

    Reklama