Reklama

Gaz

Rosyjskie pieniądze za umowę gazową? Wraca sprawa kontraktu jamalskiego [KOMENTARZ]

"Według tvn24.pl prokuratura bada wątek korupcyjny z udziałem ówczesnego wicepremiera i ministra gospodarki oraz innych funkcjonariuszy publicznych". Fot. Wikimedia Commons
"Według tvn24.pl prokuratura bada wątek korupcyjny z udziałem ówczesnego wicepremiera i ministra gospodarki oraz innych funkcjonariuszy publicznych". Fot. Wikimedia Commons

Kwestia kontrowersyjnego aneksu do kontraktu jamalskiego zyskuje „drugie życie”. Władze zapowiadają ujawnienie raportu NIK w tej sprawie, a prokuratura bada wątek korupcyjny. 

Umowa gazowa z 29 października 2010 r. od dawna budzi bardzo duże kontrowersje. Mimo to raport NIK na jej temat pozostaje niejawny, choć według doniesień medialnych może wskazywać na liczne nadużycia związane z zawieraniem kontraktu. 

W poprzednich latach jego udostępnienie opinii publicznej blokował istniejący układ polityczny. Z jednej strony ówcześni ministrowie gospodarki z Polskiego Stronnictwa Ludowego: Waldemar Pawlak i Janusz Piechociński (pierwszy z nich negocjował zresztą umowę z Rosjanami, pełniąc w tej sprawie pierwszoplanową rolę w rządzie). Z drugiej natomiast Platforma Obywatelska, która potrzebując koalicjanta nieszczególnie była zainteresowana wyjaśnieniem rodzących się wątpliwości. Najwyraźniej nie dotyczyły one jedynie spekulacji medialnych, ale znajdowały odzwierciedlenie w rzeczywistości...

Świadczy o tym artykuł Roberta Zielińskiego z tvn24.pl, który poinformował, że Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi śledztwo, którego celem jest wyjaśnienie okoliczności, w jakich zawarty został w 2010 r. aneks do kontraktu jamalskiego. Według jego informacji w sprawie badany jest m.in. wątek korupcyjny z udziałem wicepremiera i ministra gospodarki oraz innych funkcjonariuszy publicznych. Co to może oznaczać w praktyce?

Oczywiście w debacie publicznej podkreśla się, że kontrakt jamalski i aneks do niego były skrajnie niekorzystne dla Polski. 

  • Chodzi m.in. o konstrukcję umowy, której elastyczność de facto zamyka się w możliwości renegocjacji ceny - co kilka lat. Niemniej, doskonale widać, jak w praktyce funkcjonuje ten mechanizm. W realny sposób nie wpłynął on na ceny gazu dla Polski, które należą do najwyższych w Europie. Są one ponadto powiązane z kosztem ropy naftowej, a nie giełdami, co jest niekorzystne i archaiczne. Umowa jamalska nakłada także na Polskę klauzulę take or pay, która powoduje, że nasz kraj musi kupować gaz na określonym poziomie wolumenowym nawet jeśli go nie potrzebuje. A w dodatku nie może go reeksportować. „Wisienką na torcie” tych niekorzystnych ustaleń jest czas obowiązywania umowy, którą aneksowano w 2010 r. w taki sposób by przestała obowiązywać w 2022 r. W tym czasie na rynkach gazowych nastąpiła prawdziwa rewolucja gazowa (ekspansja gazu skroplonego), z której Polska może korzystać w ograniczonym stopniu.
  • Odrębne kontrowersje dotyczą natomiast kwestii pozakontraktowych. Chodzi tu o ustalenia poboczne będące częścią generalnego porozumienia z Rosją z 2010 r. takie jak: rezygnację z około 1 mld zł, które Polsce był winny Gazprom, a także setek milionów zysków z działalności EuRoPol Gazu (przez to pobieramy tylko nieco ponad dwadzieścia mln zł za tranzyt przez Gazociąg Jamalski).

Doniesienia Roberta Zielińskiego z tvn24.pl pokazują jednak, że w całej sprawie może chodzić o wiele więcej, aniżeli kontrowersyjny proces negocjacyjny. Negocjatorzy porozumienia gazowego z 2010 r. mogą „zasłaniać się” oczywiście ówczesnym niedorozwojem rynku - gazoport nie istniał, rewers fizyczny na Gazociągu Jamalskim, umożliwiający realny import gazu z Niemiec do Polski, także. Innymi słowy, nasze możliwości wynegocjowania atrakcyjnego porozumienia były ograniczone (co nie oznacza, że nie można było osiągnąć więcej, aniżeli w przypadku ustaleń zawartych w aneksie). Ewentualna sprawa korupcyjna burzy tę narrację. Tymczasem o realności takiego scenariusza, poza informacjami Roberta Zielińskiego z tvn24.pl, mogą świadczyć także inne symptomy.

  • W sierpniu br. w tygodniku Sieci pojawiły się nowe doniesienia dotyczące zawierania aneksu do umowy jamalskiej w 2010 r. Gazeta ujawniła, że nagle, niemal z dnia na dzień, zmieniono negocjatorom rekomendacje, co do prowadzenia rozmów z Rosjanami, które drastycznie obniżyły szanse zawarcia satysfakcjonującego, jak na zaistniałe warunki, porozumienia.
  • Tuż po publikacji Piotr Naimski, pełnomocnik rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej, w rozmowie z Panoramą TVP2 zapowiedział ujawnienie szczegółów gazowego kontraktu, który rząd PO-PSL zawarł z rosyjskim Gazpromem w 2010 roku. 

Spoglądając z szerszej perspektywy widać więc, że w całej sprawie może dojść do ciekawych rozstrzygnięć. Pozostają jednak pytania: czy ujawnienie raportu NIK i śledztwo prokuratury to tylko element ujawniania patologii z okresu rządów PO/PSL? Jeśli tak to dlaczego zwlekano z tym dwa lata od wygranych wyborów? Co zdefiniowało moment przesilenia w tej sprawie?

Warto ufać, ale także sprawdzać, dlatego przy okazji finału sprawy potencjalnej „korupcji jamalskiej” trzeba uważnie obserwować wydarzenia na rodzimym rynku gazowym.    

W całej sprawie interesująca jest jeszcze jedna rzecz. W 2019 r. odbędą się wybory parlamentarne, ale jednocześnie trzeba będzie podjąć decyzję odnośnie kontynuowania współpracy gazowej z Rosją. Być może to właśnie wtedy poznamy pełne rezultaty toczącego się śledztwa, co może być niezwykle bolesne dla opozycji. 

Warto mieć na uwadze także to, że Polska oficjalnie nie jest zainteresowana przedłużeniem umowy długoterminowej z Gazpromem i stawia na rozbudowę gazoportu oraz budowę gazociągu Baltic Pipe. Niemniej nie można wykluczyć scenariusza, w którym do stołu negocjacyjnego trzeba będzie jednak usiąść. W takim wypadku ujawnienie nadużyć z 2010 r. przynajmniej częściowo zatarłoby złe wrażenie związane z takim obrotem spraw.

Zobacz także: Były wicepremier Janusz Piechociński o raporcie NIK ws. aneksu do kontraktu jamalskiego

Reklama

Komentarze

    Reklama