Reklama

Analizy i komentarze

Weekendowy rollercoaster w energetyce. Ujemne ceny i rekordowa redukcja OZE

Autor. lenina11only / Envato Elements

To już niemal tradycja, że dni ustawowo wolne i weekendy, zwłaszcza w okresie wiosenno-letnim, są najtrudniejsze dla operatora krajowej sieci. Niski popyt i wysoka podaż energii elektrycznej idą wtedy w parze i Polskie Sieci Elektroenergetyczne muszą sięgać po redukcje odnawialnych źródeł energii. Lada moment, w trakcie majówki, sytuacja zapewne się powtórzy.

W sobotę 27 kwietnia PSE aż cztery razy wprowadzały nierynkową redukcję generacji energii elektrycznej z fotowoltaiki, dzień później – aż 10 razy. Największą redukcję zlecono w godz. 12-13 - wyniosła 4310 MW. Jednak operator Krajowej Sieci Elektroenergetycznej „wyłączał” czy też „ograniczał” odgórnie także pracę farm wiatrowych – w niedzielę aż 7 razy (najwięcej w godz. 12-13 - 832 MW).

W ciągu godziny regulator zdecydował o redukcji ponad 5 GW (5000 MW) mocy ze źródeł wiatrowych i fotowoltaicznych. To nowy rekord – poprzedni ustanowiono 14 kwietnia, gdy redukcja OZE objęła 4,5 GW. Taka redukcja to nic innego jak wyłączenie lub ograniczenie pracy niektórych źródeł na wezwanie operatora.

Z czego wynika ten brak „miejsca” na energię elektryczną z OZE? Nakłada się na to wiele czynników, ale co należy podkreślić na samym wstępie: nie jest to wina systemu przesyłowego czy braku możliwości „przetransportowania” energii elektrycznej, problemów sieciowych. Wszystko rozbija się o zbilansowanie popytu i podaży.

Reklama

Długa droga do redukcji

Redukcja OZE to ostateczne rozwiązanie, po które PSE sięgają tylko w określonych przypadkach. W weekendy mniejszy jest pobór z przemysłu, wiele zakładów nie pracuje, a popyt wśród gospodarstw domowych spada. Zapotrzebowanie na moc 29 kwietnia wynosiło około 16-17 GW. Tymczasem według prognoz OZE miały tego dnia dostarczyć nawet 16 GW mocy – przekazało Energetyce24 biuro prasowe PSE.

Kolejność działań przy nadwyżce z OZE jest następująca: operator sprawdza, które elektrownie konwencjonalne (węglowe i gazowe) mogą zejść do tzw. minimów technicznych, czyli najniższej możliwej mocy, bez szkód dla bloków energetycznych i niewpływających na ich bezustanną pracę. Ważne, by była ona nieprzerwana, ponieważ gdy OZE przestają pracować (np. po zachodzie słońca), to ponownie zwiększana jest moc z bloków węglowych, by pokryć wieczorne, najczęściej rosnące, zapotrzebowanie.

Reklama

Następnie trwają poszukiwania zainteresowanych przyjęciem nadwyżki energii elektrycznej wśród sąsiadów Polski – może być to na drodze rynkowej (kiedy znajdą się chętni na kupno nadwyżki) lub w drodze interwencji awaryjnej (operator prosi o pomoc w ramach wymiany międzysystemowej w rozdysponowaniu nadwyżek, zdarza się, że dopłaca się do takiego eksportu).

Jeżeli żaden z tych środków nie sprawi, że zapotrzebowanie i podaż energii elektrycznej się zbilansują, wówczas operator sięga po redukcje OZE.

– Redukcje źródeł OZE są ostatnim środkiem zaradczym, który stosuje operator w przypadku nadwyżki generacji energii elektrycznej ponad zapotrzebowanie. Pomimo polecenia zaniżenia źródeł węglowych i gazowych do minimum i zastosowania innych środków zaradczych wciąż utrzymywała się bardzo wysoka nadwyżka generacji. Dla zapewnienia bezpiecznej pracy systemu niezbędne było zatem zredukowanie generacji źródeł odnawialnych. Jest to środek, z którego korzystają również inni operatorzy systemów przesyłowych – tłumaczy Maciej Wapiński z biura prasowego PSE.

Za nierynkową redukcję wytwórcy otrzymują później rekompensaty, o które występują oficjalną drogą do PSE.

Reklama

Inne, nieodczuwalne jeszcze skutki energetycznej klęski urodzaju

W przyszłości problem z nadmiarem energii elektrycznej będzie można rozwiązać na kilka sposobów. Ratunkiem mają być magazyny energii (nie tylko bateryjne), które przyjmowałyby nadwyżki. Pomóc może demokratyzacja rynku energii, dopuszczenie do rozliczania się ze zużycia prądu po cenach dynamicznych (co być może nastąpi jeszcze w tym roku).

Okresy, gdy operator decyduje się na redukcję, widoczne są także na Towarowej Giełdzie Energii. Na Rynku Dnia Następnego, kontrakty na ten dzień kształtowały się na poziomie 148,29 zł/MWh (uśredniona cena). Jednocześnie, ceny godzinowe były nawet niższe, a przez kilka godzin nawet ujemne.

„28 kwietnia 2024 r., ceny energii na rynku dnia następnego w godzinach od 10:00 do 16:00 osiągnęły wartości ujemne: od -66,10 zł/MWh do -38,10 zł/MWh” – przekazał Urząd Regulacji Energetyki. Były jednak i takie godziny, jak między 12 a 13, gdy w kontraktach godzinowych cena wynosiła blisko -200 zł/MWh. Co do zasady – jeśli kontrakty są zawierane przy cenach ujemnych, to za energię elektryczną płaci… wytwórca, a nie odbiorca. Sęk w tym, że nikt nie pozwala sobie na brak planowania i kontraktowanie dostaw energii elektrycznej z dnia na dzień, dominują umowy roczne czy kwartalne.

Ponieważ to nie pierwsza w tym roku redukcja, a nowych OZE stale przybywa, pozostaje przywyknąć do tego typu sytuacji. Nie występują one zresztą tylko w Polsce – mierzy się z nimi każdy operator systemu elektroenergetycznego, w którym pojawiają się OZE. Zresztą, kolejnej interwencji operatora można spodziewać się lada moment.

– W okresie majówki i weekendu również spodziewane jest niskie zapotrzebowanie oraz dobre warunki dla pracy źródeł odnawialnych. Według obecnych prognoz w niektórych godzinach OZE mogą pracować z mocą 12-13 GW. Ewentualne decyzje o wprowadzeniu redukcji źródeł OZE będą podejmowane w zależności od sytuacji w systemie – mówi Maciej Wapiński.

Reklama

Komentarze

    Reklama